Fabryka referencji działa pełną parą

Katarzyna KapczyńskaKatarzyna Kapczyńska
opublikowano: 2013-09-26 00:00

Chcesz uniknąć wpadek na budowie — sprawdzaj wiarygodność wykonawców. Tyle że to nie takie proste

Handel referencjami, lewe dokumenty potwierdzające wykonanie nieistniejących inwestycji — to problemy coraz mocniej sygnalizowane przez firmy biorące udział w grze o publiczne zamówienia. Deszcz unijnych funduszy powoduje, że Polska w regionie przoduje w realizacji infrastrukturalnych inwestycji, a na nasz otwarty rynek wkraczają wykonawcy z całego świata. Nie przebierają w środkach, by wygrać kontrakt.

Przykładem batalii o referencje był przetarg na budowę warszawskiego metra. Konkurenci konsorcjum włoskiego Astaldi i tureckiego Gülermak argumentowali, że druga z firm legitymuje się zbudowaniem stacji metra w Stambule, która ledwie została rozpoczęta. Ostatecznie zamawiający uznał, że wystarczające doświadczenie i referencje mają Włosi. [FOT. EAST NEWS]
Przykładem batalii o referencje był przetarg na budowę warszawskiego metra. Konkurenci konsorcjum włoskiego Astaldi i tureckiego Gülermak argumentowali, że druga z firm legitymuje się zbudowaniem stacji metra w Stambule, która ledwie została rozpoczęta. Ostatecznie zamawiający uznał, że wystarczające doświadczenie i referencje mają Włosi. [FOT. EAST NEWS]
None
None

Fałszywki

Wywiadownia IBBC Group przeanalizowała wiele przetargów, badając prawdziwość referencji przedstawianych przez oferentów.

— Firmy fałszują dokumenty referencyjne, zdarza się, że przedstawione dokumenty zawierają nieprawdę lub nieprecyzyjne informacje. Organizator przetargu poza pisemną deklaracją nie ma nawet pojęcia, jak była realizowana inwestycja pokazana w referencjach, czy faktycznie została wykonana i jaki np. był jej finalny zakres — twierdzi Bartosz Pastuszka, dyrektor zarządzający IBBC Group. Przykładami sypie jak z rękawa.

— W postępowaniu przetargowym na budowę specjalistycznej infrastruktury pod budowę turbin energetycznych startuje konsorcjum, w którym jednym z partnerów jest spółka chińska przedstawiająca doskonałe referencje budowy takich elementów w największych elektrowniach na rynku chińskim. W innym przypadku konsorcjum firm włoskich przedstawia doskonałe referencje budowy kompleksu biogazowni na terenie południowych Włoch. W pierwszym przypadku okazuje się, że firma była tylko podwykonawcą niektórych elementów, a posługiwała się referencjami jako generalny wykonawca.

W drugim — przekazała fałszywe referencje — podmiot, który miał je wystawić, nigdy tego nie zrobił — mówi Bartosz Pastuszka. Z analiz wywiadowni wynika też, że na przykład w projektach telekomunikacyjnych spółki zarejestrowane na Cyprze czy Wyspach Dziewiczych wystawiają referencje podmiotom startującym w polskich przetargach.

— Później okazuje się, że stoją za nimi właściciele lub osoby powiązane z firmą zgłaszającą ofertę w przetargu. Czasami podmioty zapraszają do konsorcjum zagranicznych partnerów tylko dla spełnienia określonych warunków. Ich zadaniem jest jedynie przedstawienie czy zorganizowanie referencji, które umożliwią wygranie przetargu — twierdzi Bartosz Pastuszka.

— To fakt. Nawet ja mógłbym złożyć ofertę na budowę autostrady czy realizację projektu energetycznego, jeśli ktoś pożyczy mi referencje. Taka możliwość powinna zniknąćz polskiego prawa — wtóruje Tomasz Latawiec, szef Stowarzyszenia Inżynierów Doradców i Rzeczoznawców.

Podkreśla jednak, że ostatnio — na szczęście — zamawiający, próbując łagodzić problem pożyczania referencji, wymagają, by podmiot, który je przedstawia, fizycznie brał udział w realizacji inwestycji.

Sito konkurencji

Problem firm teczek, legitymujących się wykonaniem inwestycji w odległych krajach, już kilka miesięcy temu zauważył Urząd Zamówień Publicznych. W lutym wydał rozporządzenie, zgodnie z którym zamawiający może zażądać od oferenta informacji o zadaniach wykonanych w ostatnich pięciu latach, a jeśli firma działa krócej — zaświadczeń o prawidłowej realizacji kontraktu.

— Najlepszym weryfikatorem tego, czy referencje są prawdziwe, są konkurenci w przetargu, którzy często sprawdzają, czy faktycznie inwestycje zostały wykonane — mówi Jarosław Sroka, partner w kancelarii BSJP Brockhuis Jurczak Prusak.

Najgłośniejszym przykładem była batalia firm chińskich i hiszpańskich z konsorcjum włoskiego Astaldi i tureckiego Gülermak o kontrakt na budowę stołecznego metra. Konkurenci argumentowali, że turecka firma legitymuje się zbudowaniem stacji metra w Stambule, która ledwie została rozpoczęta. Jednak w sądowej batalii szala przechyliła się na korzyść włosko-tureckiego konsorcjum, a stołeczny zamawiający uznał, że wystarczającedoświadczenie i referencje mają Włosi.

— Często jednak zdarza się, że sami zamawiający starają się weryfikować wiarygodność oferentów — jeżdżą, robią zdjęcia, sprawdzając faktyczne wykonanie opisanej w referencjach inwestycji. Pozytywnym przykładem są Polskie Linie Kolejowe, które na przykład sprawdzały w Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad prawdziwość informacji o doświadczeniu zawodowym pracownika kadry kierowniczej jednego z wykonawców — dodaje Jarosław Sroka.

Znacznie trudniej jednak jest zbadać wiarygodność referencji zagranicznych.

— Staramy się sprawdzać wykonawców za pośrednictwem ambasad — mówi Arkadiusz Krężel, szef rady nadzorczej PLK.

Sądowy paradoks

Okazuje się jednak, że nawet jeśli zamawiający wyśledzi kłamliwego wykonawcę, może mieć problem z wyrzuceniem go z gry.

— Za składanie fałszywych oświadczeń sankcją jest wykluczenie z przetargu, a nawet odpowiedzialność karna. Dotychczas, kiedy zamawiający wykrył nieprawdę w dokumentach, wykluczał oferenta, a sądy podtrzymywały jego decyzję. Ostatnio jednak sądy wymagają od zamawiających nie tylko udowodnienia, że dokumenty poświadczają nieprawdę, ale także wykazania, że oferent miał złe intencje. Wyobraźmy sobie sytuację, w której zamawiający pyta wykonawcę, czy chciał go oszukać, czy tylko się pomylił, przedstawiając fałszywe referencje — mówi Jarosław Sroka.

Ściganie za fałszowanie

Urząd Zamówień Publicznych (UZP) zapewnia, że dokumenty składane przez wykonawców są obligatoryjnie badane przez zamawiającego, który powinien zrobić to rzetelnie. W razie wątpliwości, zgodnie z przepisami, zamawiający ma możliwość bezpośredniego potwierdzenia prawdziwości informacji w instytucji, na rzecz której roboty budowlane, dostawy lub usługi były lub miały zostać wykonane. — Dodatkowo przepisy Kodeksu karnego sankcjonują rozpowszechnianie informacji lub przemilczanie istotnych okoliczności mających znaczenie dla zawarcia umowy będącej przedmiotem przetargu publicznego, a także fałszowanie dokumentów i ich używanie. Prezes UZP w sytuacji uzyskania informacji o fałszowaniu dokumentów w postępowaniu o udzielenie zamówienia publicznego niezwłocznie zawiadamia organy ścigania — zapewnia Anita Wichniak-Olczak, rzecznik UZP.