Półtorej dekady po tym, jak ostatni górnicy wyjechali na powierzchnię z kopalni Barbara-Chorzów, do szybów i chodników zaczyna wracać życie. Wszystko za sprawą Fasingu, giełdowego producenta łańcuchów, który już zbadał niewyeksploatowane jeszcze złoża i w tym roku chce wystąpić o koncesję wydobywczą. Spółka szacuje, że uruchomienie kopalni będzie kosztować w ciągu kilku lat około pół miliarda złotych, ale szybko powinno się zwrócić.
— Kopalnia może ruszyć w latach 2015-17, do 2029 r. powinniśmy wydobyć około 15 mln ton węgla. Zamierzamy zatrudnić 700 osób, ponadtrzykrotnie mniej, niż zatrudniają porównywalne kopalnie na Śląsku. Dlatego nawet w czarnym scenariuszu, przy utrzymujących się niskich cenach węgla, liczymy na zwiększenie zysku brutto Fasingu o 50 mln zł rocznie — mówi Zdzisław Bik, prezes Fasingu.
Kopalnia miałaby należeć do spółki celowej PUG Greenway, w której Fasing ma 49 proc. udziałów, a resztę— osoby fizyczne. Wśród nich są Włodzimierz Grudzień (były szef kopalni Niwka- -Modrzejów), Maksymilian Klank (były prezes Kompanii Węglowej), Tadeusz Demel — i Zdzisław Bik, który ma 20 proc.
— Do tej pory na badania, dokumentację itp. wydaliśmy 10 mln zł, z czego większość pochodziła z zaciągniętych przeze mnie pożyczek. Cztery lata temu tym projektem zainteresował mnie Tadeusz Demel, ostatni dyrektor kopalni Barbara-Chorzów. Teraz pracujemy nad finansowaniem — wystąpiliśmy z wnioskiem do Polskich Inwestycji Rozwojowych (PIR), chcielibyśmydostać 150 mln zł kredytu — mówi Zdzisław Bik.
Prezes Fasingu podkreśla, że produkcja łańcuchów daje spółce solidny fundament do rozszerzania działalności.
— Łańcuchy w górnictwie będą zawsze potrzebne — dziś jesteśmy ich największym producentem na świecie, mamy poza Polską spółki w Niemczech i Chinach. Ta nisza daje nam stabilne przychody i zyski, możemy więc rozwijać się w innych obszarach — mówi Zdzisław Bik.
Podczas gdy Fasing jeszcze mocniej wiąże się z sektorem wydobywczym, jego spółka zależna MOJ (również notowana na GPW), która zbudowała biznes na produkcji sprzęgieł dla górnictwa, próbuje sił w innych branżach.
— Postawiliśmy już w Katowicach cztery bliźniaki, czyli osiem domów jednorodzinnych — i sprzedaliśmy pierwsze z nich. Kończymy już procedury związane z rozpoczęciem drugiego etapu inwestycji, w ramach którego powstanie 36 domów — mówi Marian Bąk, prezes MOJ. Spółka, która znacznie zwiększyła skalę działania dzięki przejęciu w 2013 r. Kuźni Osowy, w pierwszym półroczu miała 30,3 mln zł przychodów (trzy razy więcej niż rok wcześniej) przy 0,54 mln zł zysku netto.
Firma dywersyfikuje biznes, nie tylko próbując sił w zupełnie nowych branżach, ale też szukając poza górnictwem klientów na swoje podstawowe wyroby.
— Górnictwo nie jest stabilnym odbiorcą, a w tym roku zamówieniom zaszkodził też konflikt na Ukrainie. Szukamy odbiorców dla naszych produktów w energetyce, cukrownictwie itp., choć walka o klientów nie jest tam łatwa. Do końca roku chcemy też uruchomić trzecią nogę biznesową, związaną z energetyką, ale na razie jest za wcześnie na szczegóły — mówi Marian Bąk.