Fatalne rokowanie na całą pięciolatkę

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2019-07-08 22:00

Po nadętym propagandowo w najlepszym PRL-owskim stylu konwentyklu w katowickim Międzynarodowym Centrum Kongresowym akcje Prawa i Sprawiedliwości na krajowej scenie naturalnie zwyżkują.

Powtórzenie 20 października 2019 r. (termin najbardziej prawdopodobny) zwycięstwa wyborczego z 25 października 2015 r. powoli staje się pewnikiem, nieznana jest jedynie jego skala i arytmetyczna przewaga w Sejmie.

Zdzisław Krasnodębski nie wyobrażał sobie nieuzyskania reelekcji, ale współtworzona przez PiS grupa EKR została otoczona kordonem.
Łukasz Kobus

Sondażowa wyższość ekipy tzw. dobrej zmiany w kraju rażąco kontrastuje z jej małością unijną. Potwierdziła do inauguracyjna sesja Parlamentu Europejskiego (PE) w ubiegłym tygodniu, ugruntuje druga w przyszłym oraz wszystkie następne w kadencji 2019-24. W komentarzu z 25 czerwca (tytuł poniżej) zaliczyłem zdominowaną przez PiS grupę Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR), dopiero szóstą co do wielkości, do śmieciówek. Szukając jakiegokolwiek światełka w tunelu, zakończyłem: „Jedynym jej wkładem w decyzyjność i dorobek PE będzie obsadzenie otrzymanego z rozdzielnika fotela jednego z 14 wiceprzewodniczących…”. Fundamentem tej tezy były unijne obyczaje od naszej akcesji w 2004 r. Nawet gdy w lutym 2018 r. Ryszard Czarnecki został usunięty ze stanowiska wiceprzewodniczącego PE, uszanowano przydział tego fotela dla EKR — wybrany został Zdzisław Krasnodębski. Obecnie kontynuowanie przez tegoż posła wiceprzewodnictwa PE w 2,5-letniej połówce kadencji 2019-24 wydawało się oczywistością. Jednak demonstracyjnie konfrontacyjny kurs PiS już tak się dał Brukseli/Strasburgowi we znaki, że mimo trzech tur głosowania polska kandydatura trafiła do kosza. W ostatniej dogrywce zdecydowanie wyżej oceniono reprezentanta włoskiego Ruchu Pięciu Gwiazd, który w PE pozostaje na całkowitym marginesie. Od pierwszych godzin odnowiony PE otoczył kordonem sanitarnym dwie grupy siedzące po prawej stronie półkolistej sali obrad — EKR oraz Tożsamość i Demokrację, utworzoną przez ekipy Marine Le Pen i Matteo Salviniego. Dla nich oraz dla podwładnych Jarosława Kaczyńskiego miejsca w prezydium PE nie ma i nie będzie. Paradoks polega na tym, że wszystkie trzy partie okazały się 26 maja w swoich państwach — we Francji, Włoszech i Polsce — najlepsze.

Niezrównanie bardziej skuteczna jest taktyka Viktora Orbána. Mimo zawieszenia w Europejskiej Partii Ludowej sprytny premier chadecką matkę pokornie ssie i dysponując 13 z 21 węgierskich mandatów (PiS zdobyło 26 z 51 polskich, jeden oczekuje), uzyskał dla Fideszu stanowisko wiceprzewodniczącego. Objęła je Lívia Járóka, weteranka PE narodowości romskiej. Ten drobny przykład dowodzi, że w kategoriach sprytu nasi wodzowie mogą wegierskiemu bratankowi polityczne buty czyścić. Rzecz jasna przydzielane z klucza stanowisko jednego z 14 wiceprzewodniczących PE nie buduje siły państwa, raczej daje osobistą satysfakcję — obecnie Ewie Kopacz (wcześniej z Polski wybierani byli tylko mężczyźni), która w tajnym głosowaniu uzyskała wynik szósty. Klęskę PiS na starcie kadencji opisuje natomiast powyższy tytuł.