Firmom odzieżowym brak sprawnej sieci sprzedaży
Firmy odzieżowe narzekają na brak ogólnokrajowej sieci dystrybucji. W efekcie spółki, których wyniki finansowe i tak są kiepskie choćby z powodu recesji, muszą radzić sobie same i uruchamiać własne salony firmowe. Na szczęście okazuje się, że taka działalność się opłaca.
Firmy z sektora odzieżowego coraz częściej decydują się na tworzenie własnych sieci sprzedaży — i to mimo bardzo trudnej sytuacji finansowej sektora.
— Na naszym rynku brakuje silnych organizacji handlowych, dzięki którym zakłady odzieżowe mogłyby sprzedawać swoje wyroby. Stąd powstaje konieczność tworzenia własnych salonów i centrów dystrybucyjnych — wyjaśnia Ryszard Polański, prezes Wólczanki.
Podobne zdanie prezentuje część firm działających w sektorze obuwniczym.
— Dystrybutorzy nie są zainteresowani promowaniem marek firm, z którymi pracują. Nie interesuje ich odpowiedni standard sprzedaży, mają na względzie tylko własny interes i są gotowi zerwać współpracę w chwili, gdy ktoś inny zaproponuje im np. lepsze warunki płatności — mówi Adam Cend, dyrektor sieci sklepów firmowych Gino Rossi, producenta obuwia i galanterii skórzanej.
Kosztowna zabawa
W zależności od miejsca, w którym firmy odzieżowe planują uulokowanie placówki oraz zakresu oferty, koszt uruchomienia sklepu szacowany jest na kwotę od 300 tys. zł do 1 mln zł. Absolutne minimum, by zaistnieć na rynku, to 10 placówek. Branża szacuje, że tyle sklepów można uruchomić przez 3-5 lat.
— W ciągu pięciu lat chcemy mieć 100 sklepów. Na rynku funkcjonuje 40 salonów sprzedaży firmowanych marką Gino Rossi. Planujemy rozbudowę sieci w tempie 8 do 10 sklepów rocznie, czyli inwestycje rzędu 8-10 mln zł — wyjaśnia Maciej Fedorowicz, prezes Gino Rossi.
Około 1/3 salonów ma należeć do spółki, w 1/3 Gino Rossi będzie jednym z udziałowców, a w 1/3 skorzysta z franchisingu.
Także firmy, które już posiadają dużą liczbę placówek, jak Wólczanka czy Vistula, nie zamierzają czekać z założonymi rękami.
To się opłaci
Firmy, które już posiadają w miarę sprawny system dystrybucji, nie ukrywają, że zyski pochodzące z tej działalności mogą stanowić całkiem pokaźnie źródło dochodów.
— Salony należące do zakładów przynoszą około 18 proc. dochodów firmy. Dlatego zamierzamy powiększyć ich liczbę w tym roku z 43 do 50. Zreorganizujemy też nasz system dystrybucji tak, aby ograniczyć koszty składowania i skrócić czas dotarcia produktu do klientów — wyjaśnia Cezary Półtorak, dyrektor sprzedaży Wólczanki.
Jest jeszcze jeden aspekt uruchamiania własnych placówek.
— Potrzebujemy salonów firmowych, ponieważ jest to sposób na dotarcie do naszego docelowego, zamożnego klienta — wyjaśnia Janusz Płocica, prezes zarządu Vistuli.
Jest to również nowa forma promocji.
— Jeśli nowa kolekcja ZPO Wałbrzych ma odnieść sukces, to konieczne staje się rozbudowanie sieci sklepów firmowych. Szacujemy, że potrzeba obecnie około 10. Aby zapewnić zbyt produktu, planujemy otwieranie dwóch placówek rocznie — wyjaśnia Krzysztof Sochacki, wiceprezes Zakładów Przemysłu Odzieżowego Wałbrzych.