Od ponad dwóch lat Ministerstwo Finansów pracuje nad uregulowaniem sektora firm pożyczkowych, tak popularnych ostatnio emitentów na rynku obligacji korporacyjnych. Zmiany te idą w kierunku redukcji kosztów po stronie pożyczkobiorców, co w naturalny sposób może wpłynąć na rentowność działalności spółek z branży. Dla posiadaczy obligacji firm pożyczkowych najbardziej istotną informacją jest ta, czy planowane zmiany zagrożą zdolności obsługi i spłaty obligacji.
W projekcie założeń projektu ustawy o zmianie ustawy o nadzorze nad rynkiem finansowym, ustawy — Prawo bankowe oraz niektórych innych ustaw, który jest po etapie konsultacji społecznych, można wytypować trzy punkty, które najbardziej zagrażają rentowności działalności prowadzonej przez firmy pożyczkowe. Projekt resortu finansów uderza w najczulsze miejsca — ograniczenie maksymalnych kosztów pozaodsetkowych, opłaty za opóźnienie w spłacie oraz możliwości rolowania pożyczek na kolejne okresy.
Jeśli nowe uregulowania weszłyby w życie w niezmienionej formie, to firmy pożyczkowe stanęłyby przed wyzwaniem znalezienia sposobu na zachowanie dotychczasowej rentowności. Chodzi zarówno o dostosowanie oferty produktowej, jak i uzyskanie korzystnych interpretacji prawnych. Jedno i drugie — na co wskazują pierwsze działania podmiotów z branży — jest możliwe.
Biorąc pod uwagę proponowane sześciomiesięczne vacatio legis dla najważniejszychzmian oraz dotychczasowe tempo prac nad projektem, można przyjąć, że nowe przepisy mogłyby wejść w życie dopiero za kilkanaście miesięcy, a być może dopiero za dwa lata. Dla posiadaczy większości już wyemitowanych przez firmy pożyczkowe obligacji ryzyko po stronie nowych regulacji jest więc niewielkie lub żadne. O pewnym ryzyku można mówić dopiero w przypadku nowych emisji na okres dwóch lat lub dłużej. Ale należy też pamiętać, że papiery dłużne najczęściej plasowane są przez firmy pożyczkowe posiadające dostęp do sztabu prawników żywo zainteresowanych dostosowaniem do nowych ram prawnych bez uszczerbku na rentowności prowadzonego biznesu. Przekonanie, że rynek będzie o krok przed ustawodawcą, wydaje się więc całkowicie uzasadnione. © Ⓟ