Fotoradary zawiodły fiskusa

Katarzyna KapczyńskaKatarzyna Kapczyńska
opublikowano: 2013-09-18 00:00

Zamiast 1,5 mld zł prognozowane na ten rok wpływy mandatów sięgną… 86 mln zł. Nie sprawdzają się fotoradary czy kierowcy jeżdżą bezpieczniej?

Niespełna 50 mln zł — tyle na koniec lipca zainkasowała Inspekcja Transportu Drogowego z tytułu kar i mandatów. To niewiele, bo na początku roku wpływy budżetowe szacowano na 1,5 mld zł. Rząd zweryfikował zbyt optymistyczny budżet. — W znowelizowanej ustawie budżetowej na rok 2013 zaplanowano wpływy z grzywien, mandatów i innych kar pieniężnych od osób fizycznych na poziomie 86 mln zł — informuje Wiesława Dróżdż, rzecznik resortu finansów.

DOBRYMI CHĘCIAMI…: Na początku roku Sławomir Nowak, minister transportu, zapowiadał ogromne wpływy z fotoradarów i walczył o to, by poszły na inwestycje drogowe. To drugie mu się udało, problem w tym, że kwota będzie znacznie mniejsza, niż planował. [FOT. TP]
DOBRYMI CHĘCIAMI…: Na początku roku Sławomir Nowak, minister transportu, zapowiadał ogromne wpływy z fotoradarów i walczył o to, by poszły na inwestycje drogowe. To drugie mu się udało, problem w tym, że kwota będzie znacznie mniejsza, niż planował. [FOT. TP]
None
None

Ani bezpieczniej, ani więcej

Czyżby polscy kierowcy zaczęli jeździć bezpiecznie?

— Nie, to efekt błędnego planowania i wadliwego podejścia służb państwowych do kwestii bezpieczeństwa ruchu drogowego. Zamiast lepiej dostosować wymagane prędkości do rodzajów i kategorii dróg, rząd postawił na kampanię fotoradarową, która tylko zniechęciła kierowców do przestrzegania przepisów. Zamiast jeździć bezpiecznie, wypatrują fotoradarów, gwałtownie przed nimi hamują, a po minięciu urządzenia ponownie przyśpieszają — twierdzi Michał Beim, ekspert rynku transportowego z Instytutu Sobieskiego.

W efekcie ani nie poprawiło się bezpieczeństwo ruchu drogowego, ani nie ma zakładanych wpływów z mandatów.

— Rząd skupia się na ściganiu kierowców, zamiast przeciwdziałać sytuacjom prowadzącym do wypadków. Przy szkołach stawia się fotoradary czy ogranicza prędkość do 30 km/h, ale jeśli uczeń niespodziewanie wbiegnie na drogę i tak najpewniej dojdzie do wypadku. Może warto zainwestować w bariery, które nie pozwolą na gwałtowne wtargnięcie pieszego na drogę — uważa Wojciech Malusi, prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Drogownictwa.

Eksperci radzą też dostosować prędkość do standardu drogi, czyli pozwolić jeździć szybciej na prostych trasach poza odcinkami zabudowanymi.

— W obszarach zabudowanych niewiele da sztuczne ograniczanie prędkości wymuszane znakami czy fotoradarami. Za granicą, jeśli zarządca drogi chce skłonić kierowcę do wolniejszej jazdy, stosuje zwężenia czy progi spowalniające — twierdzi Wojciech Malusi.

Zagraniczne wzorce

Michał Beim podkreśla, że efektywność fotoradarów jest znikoma, w sytuacji gdy kierowca wie, gdzie zostały postawione. — W Polsce fotoradary muszą być malowane na żółto, a przed urządzeniami należy ustawiać tablice informacyjne. Straż miejska musi publikować w prasie informacje o lokalizacji fotoradarów. Za granicą jest inaczej. Tylko raz zapłaciłem mandat, na autostradzie niemieckiej, gdzie urządzenie do pomiaru prędkości umiejscowiono w nawierzchni mostu i nie było żadnych tablic informacyjnych — opowiada Michał Beim. Radzi też, by wzorem innych państw europejskich dostosować wysokość mandatów do rangi wykroczenia.

— Piesi w Polsce za przejście na czerwonym świetle karani są mandatem w wysokości100 zł. We Francji grozi za to mandat w wysokości 4 EUR, w Niemczech od 5 do 10 EUR. Wyższa stawka obowiązuje tylko wówczas, gdy dojdzie do wypadku lub kolizji z winy pieszego. Równocześnie za łamanie ograniczeń prędkości, zwłaszcza przy znaczących przekroczeniach limitu, stawki w Polsce są znacząco mniejsze niż w Europie Zachodniej — twierdzi Michał Beim.

Przekroczenie limitu o więcej niż 50 km/h w Polsce karane jest mandatem w wysokości 500 zł, w Niemczech od 240 EUR (poza obszarem zabudowanym) do 680 EUR (w obszarze zabudowanym przy przekroczeniu o więcej niż 70 km/h). We Francji natomiast kary sięgają od 1500 do 3750 EUR.

— W Niemczech oprócz mandatu i czterech punktów karnych kierowca otrzymuje od dwóch do trzech miesięcy zakazu jazdy samochodem. We Francji grozi mu zawieszenie prawa jazdy do 3 lat, a w warunkach recydywy również przepadek samochodu — mówi ekspert Instytutu Sobieskiego.