Zapowiedź środowego wystąpienia wicepremiera Janusza Piechocińskiego w sprawie frankowiczów budziła wśród bankowców zrozumiałe zaniepokojenie. Branża obawia się, że w roku wyborczym temat zostanie wciągnięty na partyjne sztandary. Tym bardziej że ma w pamięci aktywność PSL, które problem opcji walutowych chciało rozwiązać ustawowo. Tymczasem Janusz Piechociński pozytywnie zaskoczył rynek, prezentując pakiet spójnych rozwiązań. Wicepremier zaproponował, żeby banki uwzględniły ujemną stawkę LIBOR w obliczaniu miesięcznej raty oraz umożli-

wiły bezprowizyjną zamianę kredytu z franka na złote po średnim kursie NBP. To samo zaproponowały banki na ubiegłotygodniowym spotkaniu w ZBP. Nowa jest natomiast propozycja wydłużenia wakacji kredytowych do trzech lat. Spójne z ustaleniami bankowców jest też odstąpienie od żądań dodatkowych zabezpieczeń z tytułu zmian kursowych. Po ich myśli są też zmiany w przepisach podatkowych, zwalniające umorzoną część kredytu hipotecznego z podatku dochodowego (płaci go dłużnik) i wliczenie kosztów umorzenia do kosztów uzyskania przychodu przez banki. Minister gospodarki postuluje ponadto ustanowienie korytarza wahań kursowych, zabezpieczającego kredytobiorcę przed nadmiernym umocnieniem waluty. Z ważniejszych propozycji wymienić trzeba jeszcze ustanowienie odpowiedzialności kredytobiorcy tylko do wartości kredytowanej nieruchomości. Dotyczyć miałoby to jednak tylko nowych umów. Najlepszą recenzję pakietu Janusza Piechocińskiego wystawił warszawski parkiet, na którym kursy akcji banków, mocno przecenionych po 15 stycznia, poszły wyraźnie w górę. Bankowcy również pozytywnie komentują propozycje ministra gospodarki, choć zgłaszają też zastrzeżenia do niektórych rozwiązań.
— Kontrowersyjne są wakacje kredytowe. Jeśli kogoś dziś nie stać na spłatę raty, taki kredyt powinien być restrukturyzowany. Odsuwanie problemu na później przypomina leczenie zęba proszkami przeciwbólowymi. Wakacje kredytowe są dla osób, które np. straciły pracę i potrzebują oddechu na znalezienie źródeł dochodu — tłumaczy jeden z bankowców.
Branża za rewolucyjną uznaje propozycję ograniczenia finansowej odpowiedzialności kredytobiorcy do wartości nieruchomości.
— Jest to rozwiązanie amerykańskie i stało się jedną z przyczyn wybuchu kryzysu finansowego. Za oceanem może być stosowane, bo tam rynek nieruchomości jest bardzo płynny. Po trzech miesiącach od zaprzestania spłaty kredytu dłużnikowi odbierane są klucze i dom, mieszkanie trafia na licytację. U nas proces windykacji, hamowany przez prawo o ochronie lokatorów, trwa nawet 30 miesięcy — mówi specjalista od hipotek w jednym z banków. Gdyby takie rozwiązania przyjąć w Polsce, ceny kredytówposzłyby prawdopodobnie w górę. Wzrosłaby też wartość wymaganego wkładu własnego, powyżej regulacyjnego 15 proc., które będzie obowiązywać od nowego roku. Pozytywna reakcja giełdy na pakiet Janusza Piechocińskiego świadczy o ograniczonej szkodliwości politycznych propozycji dla wyników banków.
— Dla banków oznacza on wyższe koszty ryzyka, ponieważ trzyletnie wakacje, jak też zamrożenie rat na poziomie z końca 2014 r. (niezbyt dokładnie wytłumaczony fragment pakietu — ET) wiązać się będzie z większymi odpisami. Kredyt, zgodnie z tymi propozycjami, chociaż formalnie spłacany, przez bank byłby prawdopodobnie traktowany jako podlegający restrukturyzacji i musiałby zostać wyrezerwowany — mówi Marta Jeżewska-Wasilewska, analityk Wood & Company. Zwraca jednak uwagę, że o podobnych sposobach kuracji dyskutowały same banki, które zapowiedziały aktywne podejście do klientów, którzy chcą obniżyć wysokość raty poprzez wydłużenie okresu kredytowania.
— Ogólna rezerwa w bankach po przyjęciu tych propozycji będzie wyższa. Generalne propozycje mają charakter rynkowy i z punktu widzenia banków najważniejsze jest to, że konwersja kredytów frankowych miałaby odbyć się po kursie NBP — uważa Marta Jeżewska-Wasilewska. Problem z propozycjami Janusza Piechocińskiego jest taki, że nie są to propozycje rządu, ale szefa resortu gospodarki. Rządowy plan dla frankowiczów mamy poznać do końca tygodnia.