Fresenius Kabi: nauka z pandemii poszła w las

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2024-05-07 20:00

Zatrudniająca w Polsce ponad 4 tys. osób niemiecka grupa farmaceutyczno-medyczna Fresenius Kabi oczekuje większego publicznego wsparcia dla produkcji podstawowych substancji czynnych.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • dlaczego Fresenius Kabi narzeka na niedostateczną produkcję substancji czynnych w Polsce
  • za jakie leki i wyroby medyczne na naszym rynku odpowiada grupa i jakie substancje czynne sprowadza z zagranicy
  • jaka jest skala polskiego oddziału Freseniusa Kabi
  • w co w Polsce inwestuje niemiecka grupa
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

„Bez wątpienia produkcja substancji czynnych musi być przesunięta bliżej odbiorców europejskich” — mówił trzy lata temu w rozmowie z PB Maciej Chmielowski, kierujący polską częścią niemieckiej grupy farmaceutyczno-medycznej Fresenius Kabi.

W debatach branży farmaceutycznej i przedstawicieli administracji gorącym tematem było wówczas — w trakcie pandemii i w obliczu zerwanych łańcuchów dostaw — zwiększanie bezpieczeństwa lekowego i inwestowanie w produkcję w Europie substancji czynnych niezbędnych do wytwarzania leków. Naukę wyciągniętą z pandemii ktoś wziął do serca?

— Mam wrażenie, że wszyscy pamiętają o pandemicznych wnioskach dotyczących bezpieczeństwa lekowego, ale w praktyce nie widać żadnych istotnych zmian, przynajmniej w mojej części branży — mówi Maciej Chmielowski.

Fundamentalne niedostatki

Fresenius Kabi jest największym w Polsce producentem płynów infuzyjnych niezbędnych w terapii pacjentów przebywających w szpitalach.

— Jesteśmy jedynym producentem płynów infuzyjnych w Polsce, który w sytuacji krytycznej jest w stanie zaspokoić całe krajowe zapotrzebowanie. W normalnych warunkach odpowiadamy za około 60 proc. dostaw do polskich szpitali, reszta naszej produkcji trafia na eksport — mówi szef polskiego Freseniusa Kabi.

O ile płyny infuzyjne wytwarzane są w Polsce, o tyle wykorzystywane w nich substancje czynne oraz opakowania muszą być sprowadzane od zagranicznych dostawców.

— A nie mówimy o jakichś rzadkich substancjach wymagających skomplikowanej syntezy chemicznej. Płyn infuzyjny to oprócz wody przede wszystkim sód, potas, wapń i glukoza. Wszystko to z powodzeniem mogłyby nam dostarczać firmy z Polski, choćby producenci soli i cukrownie. Problem polega jednak na tym, że nie opłaca im się inwestować w małe, ale drogie linie produkcyjne w standardzie wymaganym przez branżę farmaceutyczną — mówi Maciej Chmielowski.

Dlatego konieczne jest publiczne wsparcie inwestycji w produkcję substancji czynnych.

— Dziś importujemy substancje czynne do produkcji płynów infuzyjnych z Europy Zachodniej. Nic się nie zmieni, jeśli strona publiczna nie wdroży mechanizmów wsparcia finansowego takiej działalności — tak inwestycji w uruchomienie produkcji, jak też samej sprzedaży, bo przy małej skali w warunkach rynkowych może nie być opłacalna — uważa Maciej Chmielowski.

Okiem branży
Producenci potrzebują wsparcia
Krzysztof Kopeć
prezes Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego

Brak produkcji większości substancji czynnych to problem, który został zdiagnozowany i o którym dużo się mówi, choć konkretnych rezultatów brakuje. To nie jest tylko specyfika polska — mierzy się z tym cała Europa i USA, w których wytwarzanie substancji czynnych jest i będzie droższe niż w Azji. Widać jednak coraz większy nacisk na to, by sytuację zmienić, co zresztą wynika z zaostrzających się realiów globalnych — w sytuacji kryzysowej musimy być samowystarczalni. W Polsce od mniej więcej dwóch lat istnieje w resorcie rozwoju grupa, która pracuje nad listą substancji o krytycznym znaczeniu dla systemu ochrony zdrowia. Działania podjęła też Agencja Badań Medycznych, która w swoich programach przewidziała wsparcie finansowe dla produkcji substancji czynnych. Wciąż jednak brakuje zachęt dla producentów, dla których taka działalność jest nierentowna. Nie pomaga to, że pieniądze z KPO, mogące służyć finansowaniu takich inwestycji, mają formułę pożyczek, i to dodatkowo takich, które należałoby rozliczyć do 2026 r. To za krótki okres. Należałoby zmienić kryteria i wskazać te substancje, których produkcji oczekuje strona publiczna.

Rosnąca skala

Fresenius Kabi od prawie ćwierć wieku jest właścicielem dużego zakładu farmaceutycznego w Kutnie, w którym produkuje płyny infuzyjne i leki dożylne. Ma też fabrykę wytwarzającą wyroby medyczne jednorazowego użytku w Błoniu pod Wrocławiem. W produkcji zatrudnia w Polsce około 3,5 tys. osób. Oprócz tego ma finansowo-księgowe centrum usług wspólnych we Wrocławiu. Wliczając dział sprzedaży, przekłada się to na ponad 4 tys. zatrudnionych.

— W ubiegłym roku cała nasza polska działalność zwiększyła przychody o około 11 proc. — przekroczyły 500 mln zł. Sprzedaż rozkłada się mniej więcej po równo między płyny infuzyjne, leki dożylne, a także preparaty do żywienia klinicznego — mówi Maciej Chmielowski.

Wzrost przychodów to z jednej strony efekt inflacyjnego wzrostu cen, a z drugiej rosnącego popytu (głównie na rynku polskim) i rosnącego portfolio leków.

— Od niedawna ofertę naszych leków poszerzyliśmy o preparat stosowany w przewlekłej chorobie nerek oraz o leki biologiczne stosowane między innymi w reumatoidalnym zapaleniu stawów. Jako grupa mocno inwestujemy w prace nad lekami biopodobnymi, czyli naśladującymi mechanizm działania innowacyjnych leków, których ochrona patentowa wygasa. Rozpoczęcie ich sprzedaży obniża systemowe koszty leczenia. Konsekwentnie będziemy rozszerzać to portfolio — mówi Maciej Chmielowski.

Większe koszty

Inflacja napędza przychody, ale jednocześnie rosną koszty.

— Chodzi przede wszystkim o koszty energii, a także pracy. Dlatego nasze inwestycje skoncentrowane są przede wszystkim na zmniejszaniu zużycia energii dzięki modernizacji parku maszynowego, a także na automatyzacji i digitalizacji procesu produkcyjnego. Nie chodzi o to, by zastąpić pracowników maszynami, ale o to, by systematycznie zwiększać moce produkcyjne bez zwiększania stanu zatrudnienia. Pracowników może natomiast przybywać w naszych centrach usług wspólnych — tłumaczy prezes polskiego oddziału Freseniusa Kabi.

Za kilka miesięcy spółka ukończy wartą 12 mln zł budowę nowego laboratorium o powierzchni 1,3 tys. m kw. w Kutnie na potrzeby produkcji płynów infuzyjnych i leków dożylnych. Największe nadzieje na najbliższe lata wiąże jednak z segmentem żywienia klinicznego (dojelitowego i pozajelitowego).

— Stale rośnie świadomość tego, jaką rolę w terapii odgrywa właściwe odżywianie. Rośnie też liczba pacjentów, którzy przy wsparciu specjalistów żywieni są w domach. Dostarczamy preparaty żywieniowe m.in. pacjentom onkologicznym, którzy dzięki temu ostatnie chwile spędzają w domach, a nie na oddziałach intensywnej terapii. W Polsce to jednak nadal relatywnie niewielka grupa — przeciętnie 11 tys. osób. W Hiszpanii, gdzie liczba mieszkańców jest większa o 20 proc., jest to 80 tys., a we Francji 120 tys. — mówi Maciej Sikora, który w grupie odpowiada za spółkę Dom Medica opiekującą się pacjentami w warunkach domowych.