Front regionalny wewnątrz NATO

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2015-08-17 22:00

Po niecałych dwóch tygodniach od zaprzysiężenia nowy prezydent RP już normalnie funkcjonuje, w rozumieniu jego urzędu.

Andrzej Duda złożył pierwsze podpisy o znaczeniu państwowym pod ustawami, które przejął w papierach po Bronisławie Komorowskim. W tym kontekście zmiana personalna nastąpiła płynnie. Na początku trafiły się do podpisu akurat akty specjalistyczne, niekonfliktowe politycznie: cztery nowelizacje oraz ustawa o wspieraniu rozwoju sektora rybackiego.

Prezydent Andrzej Duda jeszcze jako prezydent-elektr gościł u siebie kandydata na prezydenta USA Jeba Busha
Bloomberg

Wkrótce jednak zaczną się bardziej strome decyzyjne schody. Andrzej Duda jak najszybciej musi wreszcie coś rozstrzygnąć w kwestii referendum. To podrzucone przez zszokowanego porażką Bronisława Komorowskiego kukułcze jajo coraz bardziej społecznie i politycznie cuchnie. Na termin 6 września żadnych pytań dodatkowych dopisać już nie można, wyklucza to biegnący ustawowy kalendarz. Ale prezydent mocą swojego podpisu może od ręki przerwać całą referendalną hucpę, zanim aparat Krajowego Biura Wyborczego oraz gmin poczyni wielomilionowe wydatki. Nie chce jednak tego zrobić, ponieważ wątek referendum już został wmontowany w wizerunkową kampanię Beaty Szydło.

Na razie zdecydowanie wygodniejsze okazuje się zarysowanie polityki zagranicznej. Obok bezpieczeństwa to drugi obszar władzy wykonawczej, w którym konstytucyjne uprawnienia głowy państwa są najmocniejsze. W planie wizyt zagranicznych prezydenta na sto dni są samograje, skopiowane z planu poprzednika — na przykład udział w nowojorskiej sesji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych czy w londyńskich obchodach 75. rocznicy powietrznej bitwy o Anglię. Inteligentnym posunięciem Andrzeja Dudy jest złożenie pierwszej wizyty 23 sierpnia w… Estonii, w 76. rocznicę złowieszczego dla Europy i depczącego prawo międzynarodowe paktu Ribbentrop-Mołotow.

Elementem kontynuacji dotychczasowej polityki zagranicznej okazuje się koncepcja konsolidacji Europy Środkowej i Wschodniej. Wypada przypomnieć, że Bronisław Komorowski ściągnął do Warszawy kolegów prezydentów z całego regionu na wspólne spotkanie z Barackiem Obamą, a Donald Tusk — premierów na zbiorową debatę z szefem rządu chińskiego Wen Jiabao. Andrzej Duda montuje w listopadzie rewanżowy środkowoeuropejsko-chiński szczyt w Pekinie, gdzie władzę objęła nowa generacja komunistycznych władców. Ze względu na skalę naszych obrotów dwustronnych to dobry pomysł, wszak sama Polska jest z chińskiego punktu widzenia drobnicą.

Nowatorski, a nawet zaskakujący jest natomiast pomysł zorganizowania regionalnego szczytu podgrupy państw NATO. Na początku listopada w Bukareszcie mają zebrać się przywódcy dziewiątki państw (Grupa Wyszehradzka, republiki bałtyckie oraz bałkańskie) z dawnego obozu radzieckiego, odczuwających największe zagrożenie odradzaniem się imperialnych fobii na Kremlu. Zbiórki tej samej dziewiątki już niejeden raz montował premier Donald Tusk, ale wyłącznie w formule unijnej, zwykle przed brukselskimi szczytami Rady Europejskiej. W Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego natomiast takiej regionalnej inicjatywy zaczepnej jeszcze nie grali. Ciekawe, jak na nią zareaguje kwatera główna NATO w Brukseli...