Racjonalnym punktem odniesienia mogło być jego traktowanie kolejnych ustaw o Trybunale Konstytucyjnym, podpisywanych automatycznie. Dlatego we wczorajszym komentarzu miałem podstawy do obstawiania, że Andrzej Duda swoim piórem zrealizuje ideę „trzy razy tak”. A jednak po burzliwym weekendzie, gdy gniew masowo protestującego suwerena dotarł fizycznie nawet do prezydenckiego ośrodka Mewa w Helu, prezydent oznajmił — bez wykorzystywania przysługujących mu na decyzje 21 dni — o dwóch sensacyjnych wetach. Obok bardzo skrótowo przypominamy, która ustawa wejdzie w życie, a które trafią do kosza.
Moje chybione typowanie to jednak pikuś wobec szoku Jarosława Kaczyńskiego i całego PiS. Dla samozwańczego naczelnika państwa to, co zrobił mu niewdzięcznik skierowany na urząd głowy państwa, jest wręcz niepojęte, niewyobrażalne etc. Podobnie dla premier Beaty Szydło, w 2015 r. kierującej kampanią wyborczą kandydata PiS. Na nic nie zdała się także rozkręcona w ostatnich dniach przez rządowe media hucpa propagandowa, zohydzająca środowiska sędziowskie. Telewizja Polska rzuciła na front walki o ustawy nawet obrazujące prawnicze grzechy… filmy fabularne,czyli „Komornika” oraz „Układ zamknięty”. Po wetach kompletnie skołowany czuje się elektorat, zarówno prezydenta, jak i wszechwładnej partii.
Trzeba przyznać, że w kategorii wet Andrzej Duda ustanowił jakościowy rekord III Rzeczypospolitej. Lech Wałęsa używał tego narzędzia wobec wszystkich rządów, jako że walkę z partiami uczynił lejtmotywem prezydentury. Wszyscy jego następcy uprawiali jednak dualizm. Wetowali ustawy ekip wrażych politycznie, natomiast nad swojakami rozpinali parasol ochronny. Przez lata pisałem, że na ogrodzeniu Pałacu Prezydenckiego powinna wisieć tabliczka „Usługi podpisowe”. Aleksander Kwaśniewski zrobił SLD kawał, np. wetując… ustawowe ograniczenia inwestycyjne na Półwyspie Helskim. Lech Kaczyński nie podpisał bratu jednej nowelizacji Kodeksu cywilnego. Bronisław Komorowski zatrzymał ekipie PO-PSL epokowe ustawy dotyczące… nasiennictwa, odrolnienia gruntów oraz niepotrzebnego utworzenia Akademii Lotniczej. Andrzej Duda także był jedynie notariuszem, a pierwszą próbę samodzielności podjął, wetując nowelizację ustawy o regionalnych izbach obrachunkowych. Sprzeciwił się możliwości wyrzucania przez organ zewnętrzny pochodzących z bezpośrednich wyborów wójtów/burmistrzów/prezydentów. Była to jednak lajtowa próbka, natomiast decyzja wczorajsza stała się politycznym ciosem zadanym matce partii.
Starcia polityczne i protesty suwerena koncentrowały się na najnowszej ustawie o Sądzie Najwyższym (SN). Albowiem to ona jaskrawie łamała Konstytucję RP hurtowym wyrzuceniem (przeniesieniem w stan spoczynku) sędziów oraz przerwaniem kadencji pierwszej prezes. Notabene zawierała dyskwalifikującą ją sprzeczność wewnętrzną, czyli dwie wersje liczby kandydatów na pierwszego prezesa. Zdumiewają natomiast przyczyny zawetowania także noweli ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa (KRS). Ta zostałaby podpisana, gdyby nie bezmyślność legislacyjna PiS. Zgłoszony przez prezydenta 18 lipca jednozdaniowy projekt noweli ustawy o KRS, podwyższający do 3/5 głosów próg konieczny do wyboru jej części sędziowskiej, w ogóle nie otrzymał numeru druku sejmowego i proceduralnie nie zaistniał. W zamian przepis prezydenta wciśnięto do art. 85 ustawy o SN. Weto jedynie wobec niej oznaczałoby zatem, że wyboru sędziów do KRS dokonałoby samodzielnie PiS większością zwykłą. Gdyby prościutka ustawka Andrzeja Dudy przeleciała przez parlament jako akt odrębny, ta o KRS oczywiście zyskałaby podpis.
Trzeba przypomnieć, że weto absolutnie nie oznacza formalnego końca ustawy.
Prezydent zwraca ją do Sejmu w celu ponownego uchwalenia większością 3/5 głosów. Przyjmując za podstawę obliczeń 460 posłów (stuprocentowa obecność to oczywiście tylko teoria), do odbicia weta potrzeba co najmniej 276 głosów. W dziejach III RP porażki prezydentów z Sejmem epizodycznie się zdarzały. Tym razem jednak nie ma o tym mowy, PiS jest całkowicie osamotnione. Ustawa o SN przeszła stosunkiem 235:192, przy 23 wstrzymujących się i 10 nieobecnych. Przekroczenie większości bezwzględnej przy uchwaleniu było triumfem PiS, ale ten sam wynik powtórzony przy odbijaniu weta stałby się klęską. Ponownie słabsza arytmetycznie, lecz zwycięska prawnie opozycja uczciłaby wynik odśpiewaniem hymnu. Dlatego obstawiam, że obie zawetowane ustawy sądowe już w ogóle nie staną na posiedzeniu Sejmu, lecz trafią do kosza. Podobnie zresztą jak wspomniana o regionalnych izbach obrachunkowych.
Co zmieniają/zmieniłyby ustawy:
o ustroju sądów powszechnych (po podpisaniu wejdzie w życie)
Minister sprawiedliwości odwołuje prezesów i wiceprezesów sądów bez podania przyczyny, a następnie sam powołuje następców. Prezes może przenosić sędziego do innego wydziału bez podawania przyczyny. Sędzia rejonowy za zasługi może awansować od razu do apelacji, z pominięciem okręgu. Minister decyduje o dalszej pracy sędziów osiągających wiek emerytalny. Sprawy mają być przydzielane losowo, ale z wyjątkiem sytuacji, gdy otrzymuje je sędzia pełniący dyżur, o którym decyduje prezes. Do tzw. spraw przedłużających się prezes może przydzielić dodatkowych sędziów, wybranych przez ministra. Prezes składa ministrowi coroczną informację o swojej działalności i nieprawidłowościach.
o Krajowej Radzie Sądownictwa (zawetowana)
Dotychczas jednoizbowa KRS składa się z 25 członków powoływanych według zróżnicowanych zasad. 10 to osoby funkcyjne i politycy, a 15 wyłaniają sami sędziowie. Kadencja wybieralnych członków trwa cztery lata i może być powtarzana, przy czym w części sędziowskiej tylko raz. Nowa KRS miała zostać podzielona na dwa zgromadzenia. Jedno stanowiłoby 9 osób funkcyjnych i polityków, a drugą – 15 sędziów wybieranych przez Sejm. Na zaakceptowanie przez KRS nominacji sędziowskiej mógłby liczyć tylko kandydat, który uzyskałby zgodę obu zgromadzeń. W przypadku różnicy zdań KRS decydowałaby w całości. Zgodnie z poprawką prezydenta, ale umieszczoną w ustawie o Sądzie Najwyższym, wybór członków zgromadzenia sędziowskiego KRS dokonywany byłby większością 3/5 głosów. Kadencje wszystkich obecnych członków KRS wygasłyby po wejściu w życie ustawy.
o Sądzie Najwyższym (zawetowana)
Wszyscy dotychczasowi sędziowie SN przeszliby w stan spoczynku, za wyjątkiem nielicznych wskazanych przez prezydenta RP – na wniosek ministra sprawiedliwości zatwierdzony przez oba zgromadzenia KRS. Radykalnie zostałby uproszczony awans do SN. Przeniesienie w stan spoczynku pierwszego prezesa oznaczałoby przerwanie jego gwarantowanej konstytucyjnie sześcioletniej kadencji. Nowy pierwszy prezes zostałby powołany przez prezydenta spośród pięciu (lub trzech, ustawa była wewnętrznie sprzeczna) sędziów SN w stanie czynnym. Całkowicie zmieniona zostałaby struktura SN – zamiast czterech izb: Cywilnej, Karnej, Wojskowej oraz Pracy, Ubezpieczeń Społecznych i Spraw Publicznych powstałyby trzy: Prawa Prywatnego, Prawa Publicznego oraz Dyscyplinarna. Ta ostatnia miałaby nadzwyczajne uprawnienia, a zasiadający w niej sędziowie – wyższe uposażenia. Stałaby się „wewnętrzną policją” dla sędziów, prokuratorów, adwokatów, radców prawnych, notariuszy i komorników.


