Peregrynując po Włoszech, w restauracjach skupiam się głównie na kluchach. Uwielbiam je pasjami, w różnych odsłonach. Zwłaszcza w towarzystwie lokalnych winek. W mało sympatycznych lutowych chlapach nagle zamarzył mi się powiew słonecznej Italii. Zawitałem do Pappa Grappa. W menu zignorowałem wszystko z wyjątkiem primi piatti. Królowały tam kluchy. Zaintrygowało mnie sporo akcentów sycylijskich. Również w karcie win. Powód prosty — szef kuchni jest rodem z Sycylii. Kiedy poważnie rozważałem „Tagliolini della casa” z krewetkami i solą w sosie śmietankowo-koperkowym z powiewem curry (38 zł), wpadły mi w oko włoskie kopytka. Do tego z polskim akcentem: „Gnocchi alla wodka” (35 zł). Zachęcająco brzmiały w opisie także inne nutki smakowe: boczek, cebula, ser pecorino, również papryczka chili. Wszystko w intensywnych oparach pomidorowych. Teraz trzeba było dobrać do nich wino. Czerwone wykreśliłem z założenia (nie z powodu zapatrywań politycznych). W przedbiegach odpadli również biali sycylijczycy. Ale pomógł adorator z Valdadige. Pinot Grigio, 2005, Santa Margherita (139 zł). Z marszu podłączył się do kopytek. Przez chwilę miło się rozmarzyłem.
Gnocchi alla wodka
Pappa Grappa
Warszawa, ul. Puławska 16