Wizyta szefa Google'a w Polsce została ogłoszona przez premiera podczas poniedziałkowej konferencji „Polska. Rok przełomu”. Sundar Pichai podpisał w Warszawie list intencyjny o współpracy z Polskim Funduszem Rozwoju w zakresie sztucznej inteligencji. Google ma również uczestniczyć w tworzeniu planu rozwoju w Polsce branż takich, jak cyberbezpieczeństwo, opieka zdrowotna i energetyka oraz wykorzystania w nich AI.
- Ambicje oraz talenty dają Polsce nową pozycję w europejskiej innowacji - stwierdził Sundar Pichai na konferencji prasowej.
Jak dodał, Polska to w tej chwili największy hub inżynieryjny Google'a, w którym pracują ponad 2 tys. pracowników.
Donald Tusk mówił z kolei, że dzięki współpracy z Google Polska będzie w stanie „dostarczyć narzędzia, głównie w obszarze sztucznej inteligencji, które mogą bardzo efektywnie pomóc w deregulacji".
- Dziękuję za podpisanie tego memorandum między Google a PFR. Tworzymy ramy, które umożliwią większe zaangażowanie inwestycyjne Google'a w Polsce. Z punktu widzenia państwa ma to znaczenie dla naszego bezpieczeństwa - powiedział premier.
„ Polska i Google ustanowią strategiczne partnerstwo na rzecz przyspieszenia użycia AI" - napisała firma w komunikacie.
Zbyt niska kwota
Najwięcej kontrowersji wywołały liczby podane podczas konferencji, w szczególności kwota 5 mln USD, którą koncern zobowiązał się przeznaczyć na szkolenia z zakresu AI w Polsce przez następnych pięć lat. Firma zadeklarowała, że za tę kwotę przeszkoli milion Polaków w dziedzinie sztucznej inteligencji.
Piotr Mieczkowski, dyrektor zarządzający Fundacji Digital Poland, w rozmowie z PB podkreślił, że jego zdaniem problemem jest mała skala tych działań w naszym kraju.
- Kwota jest zbyt niska, aby angażować premiera. Dla porównania Fundacja Digital Poland dwa lata temu wydała na szkolenia edukacyjne 750 tys. USD – mówi Piotr Mieczkowski.
Według niego zaoferowanie szkoleń, których koszt w przeliczeniu na osobę wynosi około 5 USD, a łączna kwota to zaledwie 1 mln USD rocznie, to bardzo symboliczna suma.
- Dlatego moim zdaniem jest to przede wszystkim wydarzenie marketingowe, a premier, według mnie, dał się w to wciągnąć – podkreśla Piotr Mieczkowski.
Wydarzenie marketingowe
Po fali negatywnych komentarzy w sprawie wspólnej konferencji premiera i szefa Google'a, przedstawiciele rządu bronili całej inicjatywy i sugerowali, że zapowiedzi w sprawie inwestycji w szkolenia to tylko drobny element znacznie większej calościi.
„Jeżeli ktoś myśli, że prezes Google’a przyjeżdża do Polski, żeby rozmawiać z premierem o inwestycji za 5 mln USD, to niech pomyśli raz jeszcze” – napisał w serwisie X minister finansów Andrzej Domański.
Organizacja spotkania premiera Donalda Tuska z Sundarem Pichaiem jest jednak zdaniem Piotra Mieczkowskiego wpadką komunikacyjną, ponieważ Google zawiera takie porozumienia według standardowego schematu w wielu krajach. Niedawno podobne memorandum podpisano w Nigerii.
- Google szkoli głównie po to, aby użytkownicy korzystali z jego produktów. Początkowo start-upy mogą korzystać z usług Google'a bez kosztów, co sprawia wrażenie atrakcyjnej oferty. Jednak w dłuższej perspektywie może to prowadzić do uzależnienia się od takiej infrastruktury – wyjaśnia szef Fundacji Digital Poland.
Piotr Mieczkowski przypomina, że we Francji obowiązuje prawo, które wręcz zakazuje takich działań. Duzi dostawcy, tacy jak Amazon, Microsoft czy Google, dostarczały start-upom produkty na preferencyjnych warunkach. Firmy korzystały z usług, zintegrowały swoje systemy, a następnie trudno było im zrezygnować z oferty. Koszty zmiany byłyby zbyt wysokie, a usługi nie są wystandaryzowane. Takie działania są traktowane w wielu krajach jako praktyka monopolistyczna.
- Niepokoi mnie również, że podczas spotkania wspomniano branżę energetyczną i cyberbezpieczeństwo. Dlaczego w kluczowych sektorach nie korzystamy z polskich lub europejskich rozwiązań? Przy obecnym podejściu administracji Trumpa, gdzie można coś włączyć, wyłączyć lub wykorzystać jako element nacisku, podpisywanie memorandum dotyczącego tak newralgicznej branży jak energetyczna z krajami spoza Unii Europejskiej budzi we mnie obawy – podsumowuje Piotr Mieczkowski.