Gorączka Złotego Stoku

Jacek Konikowski
opublikowano: 2007-04-10 00:00

Kopalnia złota to inwestycja, która się zwraca, ale nie od razu. Nawet jeśli rocznie przyjeżdża do niej 100 tys. turystów.

Wąski i ciemny chodnik opada stromo. Górnicza lampka na kasku oświetla jedynie to, co pod stopami. Co chwila potykamy się o szyny jeżdżącej tu przed wiekami kolejki. Im dalej w głąb sztolni, tym zimniej. I straszniej. Idziemy dobre pół godziny, mijając labirynt mniejszych i większych korytarzy. Wejdź w któryś z nich, a zostaniesz tu na wieki.

Zastanawiam się, jakim cudem w tych ciemnościach uda nam się wrócić na powierzchnię, ale myśl o złocie pcha mnie w otchłań chodnika. Pożądanie — uczucie, które zgubiło wielu poszukiwaczy złota.

— Złoto tu jest, prawda? — upewniam się po raz setny.

— Mnóstwo. Przez 700 lat wydobyto 16 ton kruszcu. Po wojnie roczny urobek sięgał 20-30 kg, ale nagle w 1961 r., z niewyjaśnionych przyczyn, kopalnię zamknięto. Ponoć zagraniczna konkurencja zapłaciła za jej unicestwienie. Ale złoto wciąż tu się kryje, prawie 30 ton — zapewnia Elżbieta Szumska, mój przewodnik po ciemnościach kopalni w Złotym Stoku.

Kiedy zadzwoniłem do niej pierwszy raz, w słuchawce usłyszałem: „Kopalnia złota, słucham”.

Weterynarz-przewodnik

Chciała zostać weterynarzem. Pod Kłodzko przygnało ją z Lublina. Kupiła gospodarstwo, krowy, kozy i owce. Nie to samo, co pieski i kotki, które chciała leczyć. Wizyta w ubojni zwierząt sprawiła, że zapomniała o weterynarii. Została przewodnikiem turystycznym w należącej wcześniej do gminy tutejszej kopalni złota.

— Od dziecka miałam ciekawską naturę, intrygowała mnie każda dziura, jaskinia, krypta czy piwnica. Wszędzie musiałam wejść, zobaczyć. I tak zostało — wyjaśnia przyczyny swej pasji Elżbieta Szumska.

Z czasem odkupiła większość udziałów w kopalni. W spółce Kopalnia Złota Złoty Stok gmina zachowała 35 proc. W 1996 r. Szumska otworzyła pierwszą trasę dla turystów. Zwiedza się nietypowo. A to czasem zza węgła wyskoczy Gnom albo wkurzony górnik, a to drogę zagrodzi przypadkowy alchemik, który w przypływie dobrego humoru opowie, jak z rudy uzyskuje się złoto. Innym razem niespodziewanie zgaśnie światło albo zawyje alarm, gdy ktoś ze zwiedzających dotknie prawdziwej sztaby złota. Bajkowy klimat. Ludzie to uwielbiają. I płacą.

Podziemny wodospad

Mijamy kolejne rozwidlenie chodników. Ten, którym pełzniemy, nagle się kończy. Aby dostać się na kolejny, trzeba zjechać kilkanaście metrów w dół po metalowej pochylni. W gumowym kombinezonie gumowym OP1 to niełatwe. Po chwili niemal czołgamy się przez zacisk wysoki na 40 cm, głową stromo w dół. Docieramy do korytarza zalanego wodą. Nurkujemy? Wracamy. Na raka, bo obrócić się nie ma jak. Szumska uwielbia takie klimaty.

— Wolę być pod ziemią niż na ziemi. A już zapach OP1 to dla mnie jak Chanel nr 1 — mówi Szumska.

Ma żyłkę odkrywcy. Trzeba ją widzieć, z jakim zapałem opowiada o swojej pasji.

— Odgruzowuję chodnik w sztolni Czarnej, jedynej, którą Niemcy w 1945 r. wysadzili w powietrze, uciekając przed Armią Czerwoną. Wcześniej na jego końcu schowali jakieś skrzynie. Może z wódką, może ze złotem z Wrocławia, może z kosztownościami mieszkańców Złotego Stoku. Nie wiadomo. Wiadomo tylko że coś ukryli. Jestem blisko rozwiązania tej zagadki — opowiada.

Drugie wyzwanie to Złoty Osioł. W XVI w. doszło tu do katastrofy. Zawalony szyb w sztolni Złoty Osioł uwięził w chodnikach prawie 50 górników. W kronikach można wyczytać, że okoliczni mieszkańcy długo słyszeli ich wołania o pomoc. Zawału nigdy nie usunięto. Nigdy też nie odnaleziono szczątków ofiar.

— Próbujemy do nich dotrzeć. Jesteśmy pod miejscem wypadku, jakieś 10 metrów od nich, natrafiamy na pierwsze ludzkie kości i narzędzia. Niedawno odkopaliśmy chodnik, w którym nikt nie był od 400 lat, a w nim szkielet górnika — relacjonuje Szumska.

Dochodzimy do wąskiego szybu, niemal studni. Zjeżdżamy po linie 15 metrów. Z oddali słychać szum wody. Wodospad. Kilkadziesiąt metrów pod ziemią. Woda wypływa z chodnika i z dziesięciu metrów spada do zawalonego szybu.

— To jedyny w Polsce podziemny wodospad — twierdzi Szumska.

Wracamy starą sztolnią, potykając się o drewniane fragmenty szalunku.

Ruch w interesie

Wszystkie chodniki w kopalni w Złotym Stoku mają łącznie ponad 300 km.

— 20 km zinwentaryzowałam. W tylu byłam, widziałam, znam je. Resztę zalała woda albo są zasypane, więc dotarcie do nich wymaga czasu. Niemcy, uciekając przed Armią Czerwoną, zostawili kopalnię prawie nietkniętą, wierząc, że do niej powrócą — mówi Szumska.

Mijamy betonowe pomieszczenie, w którym ongiś magazynowano dynamit do wysadzania skał. Dałbym głowę, że już tu byliśmy. Zbłądziliśmy? Idąc po świetle latarki na kasku, zastanawiam się, co robili górnicy, gdy zgasły ich lampy. Jak w ciemnościach i w labiryncie korytarzy trafiali na powierzchnię. I jakim cudem Szumska radzi sobie w plątaninie identycznych chodników i szybów.

— Wystarczy mieć kanał po lewej stronie. Oznacza to, że chodnik prowadzi ku wyjściu — tłumaczy Elżbieta, wskazując na kamienną rynnę biegnącą wzdłuż chodnika.

Dochodzimy do chodnika, którym weszliśmy do kopalni. Po chwili mija nas szkolna wycieczka.

— Miało być złoto — przypominam swojej przewodniczce.

— Właśnie je minęliśmy. Co 15 minut wchodzi nowa grupa, czasem co siedem.

— Turyści?

— Tak. Prawdziwe złoto.

— A te 30 ton?

— Jest, ale nie w postaci żył czy samorodków, lecz ukryte w rudzie arsenowej. Proces uzyskania jest tak drogi, że wręcz nieopłacalny. Największa żyła złota to 100 tysięcy turystów rocznie. Niedługo otwieram nowe chodniki, więc będzie ich jeszcze więcej. Niedawno w budynku starej kuźni zrobiłam restaurację, wyremontowałam dachy. Kopalnia to inwestycja, która się zwraca, ale nie od razu — zastrzega Szumska.

I tak dochodzimy do wątku biznesowego, w którym nawet kopalnia złota okazuje się workiem bez dna.

Dzwoni telefon. Szumska odbiera: „Kopalnia złota, słucham”. Nie jest źle. Trochę złota znowu tu przyjedzie. n

Sztolnia z kaskadą

Kopalnię można zwiedzać codziennie przez cały rok. W sztolni Gertruda uwagę przyciąga kolekcja map i planów zakładu od XVIII do XX w., a także dawnych narzędzi. Do podziwiania są rzadko spotykane tygle i formy odlewnicze, a także piec muflowy do wytapiania złota. Zwiedzającym udostępniono też niewielki fragment sztolni Czarnej Górnej. Przewodnik objaśnia metody obudowywania wyrobisk oraz kruszenia skał i drążenia chodników. W głębi sztolni jest XVII-wieczny szyb. Nim trasa turystyczna prowadzi 8 pięter w dół. Schody kończą się na głębokości 23 m, skąd krótki i kręty chodnik wiedzie do wysokiej komory. W niej ośmiometrową kaskadą spływa piękny, jedyny w Polsce i wyjątkowy w skali europejskiej podziemny wodospad.

Lśniący przedmiot pożądania

Milion ton ziemi zawiera średnio około 5 kg czystego złota. Z istniejącego na świecie kruszcu można by wykonać sześcian o krawędzi około 10 m. Jest bardzo kowalne i ciągliwe — uncja (około 30 g) czystego złota da się rozklepać na blaszkę wielkości około 30 mkw. Twardością przypomina ołów. Jego czystość określa się w karatach — czyste ma 24 karaty.

Polskie Klondike

Dolny Śląsk, zwłaszcza okolice Złotego Stoku oraz Złotoryi, słynie z pokładów złota. Płynąca przez Góry Kaczawskie rzeka Kaczawa swego czasu uchodziła za jedną z najbardziej złotonośnych w Europie. Do dzisiaj na jej brzegach można spotkać płukaczy, którzy przy pomocy miedzianych mis przemywają piasek w poszukiwaniu złotych samorodków. I nierzadko je znajdują. W 1996 r. na Dolnym Śląsku wytyczono 33 działki złotonośne (każda około 96 km kw.). Pierwsze koncesje na poszukiwanie i rozpoznawanie złóż złota otrzymały koncerny górnicze z Irlandii, Australii i Ameryki Północnej. Najwięcej złota w Polsce, około pół tony rocznie, z rud miedzi występujących w rejonie Lubina i Polkowic, uzyskuje KGHM Polska Miedź.