• Choć bezrobocie rośnie coraz szybciej, minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz zapewnia, że wszystko jest pod kontrolą, a będzie jeszcze lepiej, bo rząd wpompuje w pośredniaki miliardy złotych z Funduszu Pracy. Bezrobotni będą mogli sprzątać ulice, wyjeżdżać na szkolenia i wykonywać parę innych czynności, dzięki którym na chwilę znikną z rejestrów bezrobocia. Czy to jednak nie jest marnowanie publicznych pieniędzy? Za tuszowanie statystyk bezrobocia GUS na pewno policzyłby sobie mniej.

• Zachodnia prasa przypomniała sobie o istnieniu profesora Leszka Balcerowicza. Najpierw wychwalał jego zasługi dla polskiej gospodarki „Wall Street Journal”, potem z dystansem cytował profesora „The Economist”, a na koniec skrytykował naszego ekonomistę prestiżowy magazyn „The Atlantic”. Jak widać, zdolność Leszka Balcerowicza do wywoływania skrajnych emocji jest międzynarodowa.
• Przyszłość Ludwika Sobolewskiego jako szefa GPW stanęła pod znakiem zapytania, bo ministrowi Budzanowskiemu nie spodobał się scenariusz „Zemsty faraona”, ani sugerowana obsada. Minister pewnie nie przeszedł castingu, a teraz się mści.
• Nie wiedzieć czemu, w rządzie nagle rozpętała się publiczna dyskusja na temat przyjmowania euro. Minister Rostowski stwierdził, że za 10 lat nie wyobraża sobie Polski bez unijnej waluty. Pytanie tylko, czy unijna waluta wyobraża sobie siebie w Polsce. Przywódcy Eurolandu raczej zastanawiają się dziś, kogo się z tego klubu pozbyć, niż kogo do niego przyjąć.
• Profesor Dariusz Rosati powtórzył przy tej okazji stary argument za przyjęciem euro, że zapewni to Polakom niższe koszty kredytów, bo Europejski Bank Centralny ma dużo niższe stopy procentowe niż Narodowy Bank Polski. Skoro niskie stopy to taka wartość dla gospodarki, to dlaczego nasz bank centralny trzyma je tak wysoko? NBP może w każdej chwili ściąć oprocentowanie do zera. Nawet bez euro cud gospodarczy mielibyśmy gwarantowany.
• Danuta Huebner przekonywała, że Polska „nie może siedzieć okrakiem na barykadzie” i musi się zdecydować, czy chce euro, czy nie. Rzeczywiście, taka pozycja nie wydaje się zbyt wygodna, ale Szwedzi siedzą tak od lat i nie narzekają. Może i słusznie. W razie czego łatwiej jest zeskakiwać z barykady na którąś ze stron, niż się przez nią przedzierać.