Konflikt zbrojny w Libanie sprawił, że realizacja zysków w Warszawie przerodziła się w tąpnięcie indeksów.
Indeksy giełd na całym świecie wczoraj poszły mocno w dół. Był to m.in. efekt informacji o operacji wojskowej, jaką Izrael rozpoczął w Libanie, w odwecie za uprowadzenie dwóch żołnierzy i zabicie kolejnych ośmiu przez organizację Hezbollah. Wydarzenia na Bliskim Wschodzie zwykle natychmiast przekładają się na obawy inwestorów o wzrost cen ropy i w konsekwencji wyhamowanie tempa wzrostu gospodarczego na świecie. Nie inaczej było i tym razem.
Londyński FTSE i paryski CAC40 traciły wczoraj na wartości już od otwarcia. Na minusach sesję rozpoczęły także giełdy za oceanem. Najbardziej jak zwykle ucierpiały jednak mniejsze rynki — węgierski BUX i czeski CTX straciły mniej więcej po 2 proc. Stopniowo osuwał się także WIG20. Spadki przybrały jednak na sile w momencie przełamania 3000 pkt. Zbiegło się to z wypowiedzią jednego z izraelskich generałów, który ostrzegł, że ofensywa w Libanie może być długotrwała, a rząd w Tel Awiwie jest zdeterminowany, by ostatecznie rozwiązać problem bojówek Hezbollahu.
Inwestorom puściły nerwy i spokojna realizacja zysków przerodziła się w wyprzedaż. Padły ważne wsparcia na wykresie WIG20, głównie za sprawą KGHM. Obawy o wzrost gospodarczy na świecie sprawiają, że spada popyt na główne surowce, w tym miedź. Jej cena powróciła wczoraj poniżej 8 tys. USD za tonę. Akcje KGHM poszły w dół aż o 8,3 proc., a indeks blue chipów kończył sesję na 4,4-procentowym minusie.
Analitycy uspokajają jednak, że takie konflikty zwykle miały krótkoterminowy wpływ na rynki. Gracze wracają do zakupów, gdy oswoją się z nową sytuacją. Powodów do paniki nie ma także dlatego, że choć indeksy w Warszawie mocno traciły na wartości, to towarzyszyły temu niskie obroty.