Grozi nam katastrofa finansów publicznych

Łukasz Świerżewski
opublikowano: 2003-07-30 00:00

Za trzy lata dług publiczny może sięgnąć 60 proc. PKB — ostrzega Jerzy Hausner, wicepremier i minister gospodarki. Oznaczałoby to katastrofę finansów publicznych i prawdziwą recesję.

Podczas sejmowej prezentacji sytuacji gospodarczej kraju Jerzy Hausner, wicepremier i minister gospodarki, stwierdził, że głównym zagrożeniem dla rysującego się wzrostu gospodarczego jest wysoki poziom zadłużenia publicznego.

— W 2003 r. zadłużenie publiczne prawie na pewno przekroczy 50 proc. PKB. W 2004 r. zbliżymy się lub przekroczymy granicę 55 proc. Jeżeli nie podejmiemy reform, to w 2006 r. przekroczymy 60 proc. PKB — ostrzega Jerzy Hausner.

Obecnie zadłużenie publiczne sięga 400 mld zł. Jego obsługa pochłonie w 2004 r. 44 mld zł, czyli mniej więcej tyle, ile wynosi planowany deficyt budżetowy (45,5 mld zł).

Zgodnie z zapisami Konstytucji, jeżeli zadłużenie publiczne przekroczy 60 proc. PKB, nie można już zaciągać dalszych długów. Oznacza to, że w kolejnym roku budżet musiałby być zrównoważony, ponieważ nie byłby dopuszczalny jakikolwiek deficyt.

— To wymusiłoby radykalny program reform w wydatkach, podwyżki podatków i spowodowało zatrzymanie rozwoju — ostrzega Jerzy Hausner.

Jego zdaniem, aby nie dopuścić do katastrofy, już teraz trzeba ograniczać dług publiczny i pobudzać wzrost gospodarczy. W tym celu rząd przygotowuje średniookresową strategię na lata 2004-07, która pozwoli spełnić kryteria wejścia do strefy euro (jedno z nich dotyczy zadłużenia), oraz powiązany z nią plan racjonalizacji wydatków publicznych.

Wicepremier przekonywał posłów, że przezwyciężyliśmy już stagnację i nastąpiło ożywienie gospodarcze. Zapowiedział, że w tym roku wzrost PKB wyniesie 3-3,3 proc. i podtrzymał deklarację 5-proc. wzrostu w przyszłym roku.

— Jesteśmy jednak w połowie drogi między ożywieniem i trwałym wzrostem — stwierdził wicepremier.

Obok wzrostu zadłużenia publicznego najważniejsze zagrożenia to niezwykle trudna sytuacja na rynku pracy i niski poziom nakładów inwestycyjnych.

Wicepremier mówił, że nie da się szybko wprowadzić podatku liniowego bez zwiększenie deficytu. Jego zdaniem, lepsze są stopniowe zmiany w podatkach.

— Nie można jednocześnie żądać wprowadzenia 18 proc. podatku i zrównoważenia budżetu — uważa Jerzy Hausner.