Grozi nam stagnacja

Bartosz Krzyżaniak
opublikowano: 2006-02-08 00:00

Rząd można ocenić za rok. Teraz nie ma za co go chwalić — uważa ekspert.

„PB”: Jak pan ocenia sto dni rządu?

Richard Mbewe, główny ekonomista WGI DM: Nie ma czego oceniać. Jedyny sukces to przeforsowanie budżetu przez Sejm. Nastąpiło to z bólem, ale się udało. Choć w tym wypadku kwestie gospodarcze ustąpiły miejsca politycznym.

Nie było znaczących dokonań gospodarczych?

— Nie zauważyłem ich.

A działalność rządu na arenie międzynarodowej?

— Sukcesem jest na pewno 60 mld EUR, które udało się premierowi wynegocjować w Brukseli. Pozostał jednak nierozwiązany problem z włoskim Unicredito czy holenderskim Eureko. Klęską były natomiast wypowiedzi minister Teresy Lubińskiej na temat m.in. hipermarketów. Wprawdzie nie jest już ministrem finansów, jednak pozostaje w kancelarii premiera, a antyinwestorska etykietka rządu nie zniknęła.

Inwestorzy zagraniczni myślą, że nie życzymy ich sobie w Polsce?

— Oni myślą, że jesteśmy unijnymi ksenofobami, a polityka rządu zmierza w stronę układu klerykalno-nacjonalistycznego.

Jednak nasza gospodarka przyspiesza, rośnie zatrudnienie, nie licząc ostatnich dni na giełdzie panuje optymizm, złoty jest silny, inflacja pod kontrolą...

— To w żadnej mierze nie jest zasługą rządu Kazimierza Marcinkiewicza. Jeśli — to rządu Marka Belki. Ewentualny sukces obecnej ekipy będziemy w stanie ocenić najwcześniej w październiku — po roku rządzenia. Gospodarka zeszła na dalszy plan, ale to nie tylko wina rządu, lecz polityków, zwłaszcza dążących do przejęcia władzy przywódców PiS. Premier musi się z nimi liczyć. Tymczasem PiS zmarnował czas dużej powyborczej popularności na kłótnie z PO. Rząd idzie w tym samym kierunku, co ekipa Leszka Millera — zamiast wykorzystywać poparcie do przeprowadzania koniecznych reform, prowadzi gierki polityczne. Premier jest aktywny medialnie, by poprawić wizerunek rządu. Jednak żadnych mechanizmów, które doprowadziłyby do wzrostu gospodarczego — jak np. naprawa systemu emerytalno-rentowego — nie uruchomiono. Wzrosło natomiast wiele wydatków, przy czym nikt nie mówi, skąd wziąć na nie pieniądze.

Miało być inaczej.

— Błąd popełniono zaraz po wyborach, gdy nie udało się stworzyć koalicji PiS-PO. Dziś widać, że w PiS brakuje zainteresowania sprawami gospodarki.

Czy jest szansa, że teraz, gdy rząd ma większość, będziemy świadkami działań reformatorskich, czy raczej będziemy skazani na powstawanie protez?

— Nie ma szans. Nic nie daje podstaw do twierdzenia, że będzie lepiej. Ten rząd ma koalicjantów, którzy będą raczej podnosić wydatki, a nie je obniżać. Nie są chętni do porządkowania finansów publicznych. Poza tym Samoobrona chce ograniczyć niezależność NBP. Możliwe jest zatem pogorszenie sytuacji. W najlepszym razie czeka nas gospodarczy marazm — rząd nie zaszkodzi, ale też nie pomoże.

Richard Mbewe, główny ekonomista WGI DM