GZE: 650 mln zł za 25 proc. akcji

Agnieszka Berger
opublikowano: 2000-08-30 00:00

GZE: 650 mln zł za 25 proc. akcji

Szwedzi zainwestują w spółkę 2 mld zł

PREZES NA MINISTRA: W branży mówi się, że Piotr Kukurba, prezes Górnośląskiego Zakładu Elektroenergetycznego, to kandydat na miejsce odchodzącego z resortu skarbu Jana Buczkowskiego, wiceministra odpowiedzialnego za prywatyzację energetyki. Potencjalny następca ministra odmawia komentarza w tej sprawie. fot.

Blisko 650 mln zł będzie kosztował inwestora pierwszy 25--proc. pakiet akcji Górnośląskiego Zakładu Elektroenergetycznego. Na taką kwotę opiewa najlepsza z trzech ofert, złożona prawdopodobnie przez Vattenfalla.

Dwaj rywale Szwedów nadal nie rezygnują. Zarząd GZE obawia się, że jego starania o dogrywkę mogą opóźnić prywatyzację spółki.

Jak wynika z nieoficjalnych informacji, w najlepszej z trzech ofert zakupu GZE inwestor proponuje blisko 650 mln zł za 25 proc. i jedną akcję gliwickiego dystrybutora energii elektrycznej. Wszystko wskazuje na to, że jest to oferta szwedzkiego koncernu branżowego Vattenfall, który w ostatnim etapie przebił finansowe propozycje konkurentów. Szwedzi deklarują, że w ciągu dwóch lat gotowi są podwyższyć kapitał GZE. Za 250 tys. nowo wyemitowanych papierów inwestorzy mają zapłacić tyle, ile za pierwszy pakiet, czyli blisko 650 mln zł. Po tej operacji ich udział w kapitale śląskiej spółki wzrósłby do 40 proc. Jeśli po dwóch latach Vattenfall skupiłby dodatkowo pakiet akcji pracowniczych, zgromadziłby łącznie 650 tys. z 1250 tys. akcji, a więc dokładnie 52 proc. udziałów GZE.

2 mld zł przez 10 lat

Trzeci spośród najważniejszych finansowych parametrów oferty Szwedów — gwarantowane inwestycje — także przebija propozycje rywali. Skandynawski koncern zapewnia, że w ciągu 10 lat zainwestuje w spółce ponad 2 mld zł. Nieoficjalnie wiadomo, że pakiet inwestycyjny proponowany przez RWE Energie obejmuje dwukrotnie krótszy okres i opiewa na mniej więcej 1 mld zł. Pod względem pozostałych kryteriów oferta niemieckiego inwestora jest niższa od proponowanej przez Szwedów o blisko 3 proc. Oznacza to, że RWE gotowe jest zapłacić za 25 proc. akcji GZE około 600 mln zł.

Decyzyjny paraliż

Ewentualna decyzja o podwyższeniu stawki przez Niemców wymagałaby zapewne zgody władz koncernu. Poza tym minister skarbu musiałby dać inwestorowi kolejną szansę, decydując się na przeprowadzenie dogrywki. Czy się na to zgodzi, wciąż nie wiadomo.

Decyzja o przyznaniu wyłączności negocjacyjnej jednemu z kandydatów do zakupu GZE odwleka się już od zeszłego tygodnia. Opóźnienie wynika przede wszystkim z tego, że rywale Vattenfalla ostro zabiegają o dogrywkę. Nie bez znaczenia jest też fakt, że rozstrzygnięcie problematycznego przetargu przypadło świeżo upieczonemu szefowi resortu, Andrzejowi Chronowskiemu, który niedawno zastąpił na tym stanowisku zdymisjonowanego Emila Wąsacza. W dodatku nowy minister rozpoczął faktyczne urzędowanie dopiero w tym tygodniu.

Katastrofa nad głową

Opóźnienia prywatyzacji spółki poważnie obawia się jej prezes Piotr Kukurba. Jego zdaniem, rywalizacja między inwestorami, jeśli się przeciągnie, może skończyć się katastrofą dla GZE.

— Nasza sytuacja finansowa jest dramatyczna. Zalecenia resortu gospodarki mówiące o nieodłączaniu dopływu energii do tak potężnych dłużników, jak górnictwo czy PKP mogą ten stan dodatkowo pogorszyć. Dlatego absolutnie nie możemy sobie pozwolić na dalsze przeciąganie procesu prywatyzacji — alarmuje Piotr Kukurba.

Prezes podkreśla, że opóźnienie sprzedaży spółki może oznaczać zaprzepaszczenie szansy utworzenia w Gliwicach centrum inwestycji energetycznych na Europę Środkowo-Wschodnią.

GZE to największy krajowy dystrybutor energii elektrycznej. Jednocześnie jest to pierwsza prywatyzowana spółka dystrybucyjna. O jej atrakcyjności dla inwestorów najlepiej świadczą oferowane przez nich ceny i zaciekłość, z jaką walczą między sobą w przetargu — i to pomimo trudności, z jakimi będą musieli się uporać po przejęciu GZE.

Katastrofalny stan finansów spółki wiąże się ze specyfiką obsługiwanego przez nią rynku. Zakład dostarcza energię głównie dużym śląskim odbiorcom przemysłowym (m.in. kopalniom i hutom), którzy — sami będąc w jeszcze poważniejszych tarapatach — nie wywiązują się z płatności wobec GZE. Konsekwencją są finansowe kłopoty gliwickiej spółki i brak środków na coraz pilniejsze inwestycje w sieci średnich i niskich napięć.