Handlobank: grzech zaniechania
Nowy zarząd Handlobanku i stary zarząd Banku Handlowego wszelkimi siłami starają się przekonać klientów detalisty BHW, jak wielkim błogosławieństwem jest dla nich połączenie z Citibankiem. Z dostarczanych z wyciągami rachunków, ulotek i wspólnego listu Cezarego Stypułkowskiego, prezesa Handlowego, oraz Raymonda Lima, rządzącego Handlobankiem, optymizm aż tryska.
Tyle tylko, że z punktu widzenia klienta Handlobanku optymizm ten nie za bardzo potrafi przekonać. W ulotkach pt. „Wiadomości z Citibanku” bank odpowiada na pytania tzw. klientów. Pytania są proste i oczywiste — o to, czy w połączonym banku zmienią się zasady oprocentowania lokat, kredytów, kont itd., o ofertę, o nazwę. Z odpowiedzi wynika jasno — zmieni się nazwa, co już dawno przestało kogokolwiek dziwić. Oprocentowanie nie zmieni się, ale tylko tych lokat, które już zostały w Handlobanku otwarte. I to właściwie wszystko.
Z punktu widzenia klienta Handlobanku wiem tyle samo, ile wiedziałem pół roku temu, i chociaż proces integracji postępuje — nikt nie kwapi się do wyjaśnienia żadnych innych wątpliwości.
Być może zarządy Handlowego i Citibanku nie zdają sobie sprawy z tego, że klienci boją się zmian. Bardziej jeszcze boją się niewiedzy — jak ich bank będzie wyglądał po wchłonięciu go przez Citi. Cezary Stypułkowski, prezes BHW, obiecywał, że wchłanianie Handlowego przez amerykańskiego giganta będzie odbywało się jawnie, żeby nie powiedzieć — transparentnie (to ulubione wyrażenie przy nieudanej fuzji BHW z BRE Bankiem).
Nie ulega wątpliwości, że Handlobankowi potrzebny jest teraz niesłychanie agresywny marketing, taki, któremu nie można by zarzucić braku siły przekonywania, oryginalności, przyciągania uwagi. Taki, który zapobiegłby prognozowanej przez część analityków, ucieczce klientów z HB. Z punktu widzenia zwykłego klienta Handlobanku, tego nie ma. Dlaczego? Na to pytanie nikt nie ma zamiaru odpowiedzieć. Bo i do końca nie wiadomo, kto teraz w tym banku rozdaje karty.