Po lipcowej sprzedaży akcji przez Marka Falentę w Hawe oficjalnie nie ma głównego akcjonariusza, a teraz nie ma też rady nadzorczej. Po złożeniu rezygnacji przez Wojciecha Łaszkiewicza, byłego wiceszefa łódzkiego portu lotniczego, na podobny krok zdecydowali się pozostali członkowie rady: Grzegorz Kuczyński, Krzysztof Kufel i Łukasz Syldatk (prawnicy trójmiejskiej kancelarii GKK, która pracowała dla Marka Falenty), a także radca prawnyMichał Banaczkowski. Jako powód podali m.in. negatywną ocenę działań zarządu spółki.
— Nie chcę komentować powodów ich odejścia. Zrobiliśmy to, co mogliśmy, czyli zwołaliśmy walne i w Hawe, i w Mediatelu, które uzupełnią skład rad nadzorczych. W tej drugiej spółce walne ma też zdecydować o uchyleniu przyjętych ostatnio zmian w statucie, które niepotrzebnie wzbudziły kontrowersje wśród wierzycieli i akcjonariuszy — mówi Paweł Paluchowski, wiceprezes Hawe.
Hawe nie wykupiło obligacji za ponad 35 mln zł, jeden z wierzycieli złożył wniosek o likwidację spółki, 80 mln zł pożyczki wypowiedziała Agencja Rozwoju Przemysłu (ARP), a Alior Bank wezwał do zapłaty 15 mln zł. To ostatnie to efekt niespłacanychkredytów Marka Falenty i jego szwagra, Krzysztofa Rybki, które były zabezpieczane na aktywach grupy. — Kolejne pisma od wierzycieli nie są dla nas zaskoczeniem. To efekt kuli śnieżnej. W przypadku kredytów Marka Falenty i Krzysztofa Rybki w Alior Banku dysponujemy zabezpieczeniami poręczeń od tych osób, o czym informowaliśmy w raportach bieżących. W razie potrzeby będziemy ich windykować — mówi Paweł Paluchowski. Na osiągnięcie porozumienia z wierzycielami ARP dała spółce czas do 11 września.
— Cały czas prowadzimy rozmowy z wierzycielami. W dalszym ciągu pracujemy nad wnioskiem o upadłość — mówi Paweł Paluchowski.© Ⓟ