Hej, tu NBA

Łukasz OstruszkaŁukasz Ostruszka
opublikowano: 2013-10-29 00:00

Amerykanie kolejny raz uruchamiają dziś maszynkę do robienia pieniędzy. NBA jest jak Coca-Cola, bo tę nazwę znają chyba wszyscy

Hej, tu NBA” — to zwrot, który dzisiejsi 30-40-latkowie pamiętają doskonale. Takimi słowami Włodzimierz Szaranowicz zaczynał w TVP transmisje meczów NBA w latach 90. Najsłynniejsza liga koszykówki była powiewem zachodniego życia, w którym czuć było zapach wielkich pieniędzy. Gwiazdy, biznes, Ameryka. Polacy chłonęli świat NBA.

DEKADA WIELKICH ZMIAN: Marcin Gortat informuje na swojej stronie, że na pierwszym treningu koszykarskim w Łodzi pojawił się w 2002 r., bo wcześniej grał w piłkę nożną. Rok później został złowiony przez skautów niemieckiego Rhein-Energie Kolonia, a kilka lat później przez wysłanników NBA. Nie jest jedynym Polakiem w tej lidze. Od kilku miesięcy pracuje tam 21-letni Rafał Juć, który związał się z klubem Denver Nuggets jako skaut, czyli osoba wyszukująca koszykarskie talenty. Będzie odpowiedzialny głównie za Europę. Czy znajdzie kolejnego Gortata? [FOT. FORUM]
DEKADA WIELKICH ZMIAN: Marcin Gortat informuje na swojej stronie, że na pierwszym treningu koszykarskim w Łodzi pojawił się w 2002 r., bo wcześniej grał w piłkę nożną. Rok później został złowiony przez skautów niemieckiego Rhein-Energie Kolonia, a kilka lat później przez wysłanników NBA. Nie jest jedynym Polakiem w tej lidze. Od kilku miesięcy pracuje tam 21-letni Rafał Juć, który związał się z klubem Denver Nuggets jako skaut, czyli osoba wyszukująca koszykarskie talenty. Będzie odpowiedzialny głównie za Europę. Czy znajdzie kolejnego Gortata? [FOT. FORUM]
None
None

Ale powróćmy do 2013 r. Startuje kolejny sezon NBA. Liga gra już bez Michaela Jordana, Magica Johnsona, Charlesa Barkleya czy nawet Shaquille’a O’Neala. Kobe Bryant jest już bliżej emerytury, a na parkiecie króluje nowa gwardia z LeBronem Jamesem na czele. Mamy też Polaka, który tuż przed rozpoczęciem rozgrywek zmienił klub i jest witany w Washington Wizards jak gwiazda. Sporo się zmieniło, ale jedno ciągle jest takie samo: NBA to nie tylko sport, ale przede wszystkim wielki biznes.

Zacznijmy od Marcina Gortata. Polak po kilku latach dobrej gry w Phoenix Suns został wytransferowany do Washington Wizards, gdzie ma być podporą ekipy budowanej wokół młodego Johna Walla. Klub liczy, że dzięki Gortatowi powalczy o wejście do najlepszej ósemki zespołów konferencji. Czas pokaże, czy się to uda. Klub odczuje na pewno obecność naszego środkowego na swoim koncie bankowym.

Gortat ma zarobić w tym sezonie ponad 7,7 mln USD. Kwota być może robi wrażenie, bo to przecież ponad 23 mln zł, ale jak na warunki NBA kontrakt nie powala na kolana. Gortat ma przed sobą ważny sezon, będzie negocjował nową długoletnią umowę i od przyszłego roku może zarabiać znacznie więcej. W klubie z Waszyngtonu nie ma wielkich gwiazd i nie ma też wyników — w poprzednim sezonie zespół wygrał ledwie 29 z rozegranych 82 meczów.

Pod względem zarobków Polak jest w ścisłej czołówce zespołu, a więcej od niego zarobi w tym roku praktycznie tylko Brazylijczyk Nene, który zgarnie 13 mln USD. Według danych należącego do dziennika „USA Today” portalu HoopsHype, Washington Wizards wyda w tym sezonie na płace dla koszykarzy ponad 68 mln USD, co daje klubowi ze stolicy miejsce w środku stawki NBA. Najmniej zawodnikom wypłacą włodarze Philadelphia 76ers, bo „zaledwie” niespełna 46 mln USD, a najwięcej Brooklyn Nets.

Z kasy nowojorskiego klubu należącego do rosyjskiego miliardera Michaiła Prochorowa wypłynie na konta graczy ponad 100 mln USD. Ponad 80 mln USD wypłacą też naszpikowani gwiazdami mistrzowie z Miami Heat i Chicago Bulls, które będzie walczyło o pierwszy tytuł mistrzowski od czasów Jordana. Nietrudno obliczyć, że przeciętny klub NBA to klub milionerów.

Rzeczywiście poniżej 1 mln USD za sezon w poszczególnych ekipach zarabiają tylko debiutanci lub zawodnicy głębokich rezerw. HoopsHype, który na bieżąco aktualizuje publicznie dostępne dane o finansach w NBA, stworzył też listę koszykarzy, którzy otrzymają największe gaże. Zdecydowanym liderem jest Kobe Bryant z Los Angeles Lakers, który w tym sezonie zarobi ponad 30 mln USD. Na drugim miejscu plasuje się Dirk Nowitzki z Dallas Mavericks.

Niemiec otrzyma 22,7 mln USD. Ciekawym przypadkiem jest trzeci na liście Gilbert Arenas. Kontrowersyjny obrońca nie rozegrał żadnego meczu od maja 2012 r. i w najbliższym sezonie też prawdopodobnie nie wyjdzie na parkiet NBA, a mimo to zgarnie 22,3 mln USD. Wszystko dzięki podpisaniu kilka lat temu gigantycznego kontraktu wartego 111 mln USD.

Arenas miał być gwiazdą NBA, która zapewni komplet mistrzowskich pierścieni, a okazał się zawodnikiem nękanym przez kontuzje i skłonnym do pozaboiskowych wybryków. Kontrakt trzeba jednak spłacić. We wrześniu media zapytały zawodnika, czy wróci do NBA, a ten stwierdził, że pieniędzy ma dosyć. Na potwierdzenie umieścił na portalu Instagram zdjęcie swojej toalety, gdzie zamiast papieru toaletowego umieścił… zwój dolarów. Na razie się nie nudzi, gra w klubie z Chin.

Zawodnicy NBA, nawet ci przeciętni, są milionerami, ale zarabiają nie tylko na grze w koszykówkę. Amerykański magazyn „Forbes” podał, że sam Kobe Bryant zarabia poza parkietem drugie tyle co w klubie, wszystko dzięki kontraktom reklamowym. Firma Nike, jeden ze sponsorów koszykarza, sprzedaje w Chinach już dwa razy więcej butów sygnowanych nazwiskiem Bryanta niż w USA. Nie tylko firmy korzystają z marketingowej maszynki NBA. „Forbes” jeszcze w trakcie poprzedniego sezonu informował, że już dwa kluby osiągnęły wartość przekraczającą miliard dolarów.

Są to dwa ulubione zespoły amerykańskich celebrytów: New York Knicks wyceniany jest na 1,1 mld USD, a Los Angeles Lakers na 1 mld USD. Trzecie na liście Chicago Bulls warte jest 800 mln USD. Za najtańszy klub w stawce trzeba byłoby zapłacić około 312 mln USD, bo tyle według „Forbesa” warte jest Milwaukee Bucks.