Hossa na rynku hutniczym nie spowoduje dodatkowych inwestycji w Polsce. Powód? Ograniczenia unijne i chęć zrealizowania przez inwestorów szybkich zysków.
Inwestycje w polskim hutnictwie to temat, o którym wszyscy chętnie rozmawiają, ale bez konkretów. Zdumiewające jest to, że panująca hossa w branży nie pociągnie za sobą dodatkowych inwestycji w naszym kraju, co więcej LNM, główny akcjonariusz Ispat Polska Stal (dawniej Polskie Huty Stali, w skład których wchodzą huty: Sendzimira, Cedler, Katowice, Florian), też się nie śpieszy z modernizacją zakładów w Polsce. Powód? Inwestycje to duże wydatki i długo trzeba czekać na zwrot poniesionych nakładów. Łatwiej konsumować zyski wynikające z hossy.
Papierowe cyfry
Z deklaracji prywatyzacyjnych wynika, że LNM miał zainwestować w przejęte huty 2,4 mld zł. Na razie więcej jest jednak dyskusji niż konkretnych działań. Wynajęte agencje PR podają tylko kolejne terminy.
— Wiadomo, że planowane inwestycje musi sfinansować Ispat Polska Stal (IPS), a nie LNM, stąd może wynikać poślizg — mówi pragnący zachować anonimowość przedstawiciel branży hutniczej.
Frantiszek Chowaniec, prezes Ispat Polska Stal, z całą stanowczością przekonuje natomiast, że LNM wywiąże się z obietnic inwestycyjnych. Zresztą akcje, które przejął zagraniczny inwestor od skarbu państwa, są obecnie zastawione w MSP. Nie będzie inwestycji, nie będzie PHS.
Program inwestycyjny IPS zakłada budowę nowej walcowni blach w Hucie Sendzimira do końca 2006 r. Jej koszt szacuje się na około 850 mln zł. Dzięki temu IPS ma produkować stal na potrzeby wytwórców artykułów gospodarstwa domowego i motoryzacji. Zakłada się, że budowa potrwa 24 miesiące. Natomiast w Hucie Cedler ma zostać przeprowadzona modernizacja walcowni walcówki za około 130 mln zł. Według ostatnich deklaracji IPS, ma ona ruszyć w lipcu 2005 r. Zaplanowano także budowę instalacji ciągłego odlewania stali w Hucie Katowice. Przewiduje się, że pochłonie ona 430 mln zł. Za blisko 130 mln zł ma być wybudowana linia powlekania blach w Hucie Florian. Nie jest tajemnicą, że ISP negocjuje z resortem skarbu przesunięcie terminów realizacji deklarowanych inwestycji. Przyczyny odwlekania inwestycji są zastanawiające, tym bardziej że inne koncerny na świecie korzystają z hossy. Przykładem jest choćby Voest Alpine Stahl, który rusza z inwestycjami za 1 mld EUR (4,4 mld zł), chodzi o produkcję stali głównie na potrzeby przemysłu motoryzacyjnego.
Mania inwestowania
Inwestowanie w unowocześnienie branży, poprawę jakości wyrobów stalowych musi mieć jakiś sens. Tymczasem historia pokazuje, że niektóre polskie huty w latach 90. wydały na chybione inwestycje gigantyczne środki. Z raportu NIK opublikowanego w marcu 2004 r. wynika, że była to kwota około 8,6 mld zł. Błędy popełnione przez zarząd w polityce inwestycyjnej doprowadziły do bankructwa na przykład Hutę Baildon. Jej dyrektorowi postawiono zarzut niegospodarności. Wydał on na inwestycje 570 mln zł, a teraz sprzedażą majątku za symboliczną złotówkę zajmuje się syndyk masy upadłościowej. Podobnych przykładów nie brakuje. W długach inwestycyjnych toną m.in. Huta Ostrowiec i Elstal Łabędy.
— Przejęliśmy Elstal od Stal- exportu, nie wymaga on nakładów inwestycyjnych — mówi Przemysław Sztuczkowski, prezes Złomrexu.
Przejęciem Huty Częstochowa zainteresowani są LNM i ukraiński Donbas. Powód? Jest to nowoczesny zakład, który również nie potrzebuje już nakładów inwestycyjnych i jest do przejęcia za „niewielkie” pieniądze.
Komu rośnie
Zużycie stali na świecie zwiększa się i to jest fakt. Więc powinny też rosnąć moce produkcyjne, a to nieuchronnie wiąże się z inwestycjami.
— Rynek jest coraz bardziej wymagający, jeśli chodzi o jakość wyrobów, a to się wiąże z modernizacją istniejących mocy. Sektor wyrobów płaskich rozwija się bardzo dynamicznie i wymaga budowy nowoczesnych walcowni — uważa analityk branży.