Zzasłyszanej przypadkowo rozmowy wynikało, że aby nacieszyć się kresowym akcentem, wcale nie trzeba jeździć na Podlasie. Równie dobrze można się zapuścić w woj. dolnośląskie, bo tam ponoć na każdym kroku pełno Karguli i Pawlaków.
Zaintrygowani pojechaliśmy. Przechadzając się po Wrocławiu, cały dzień nadstawialiśmy uszu. Zaciągania raczej nie było. Jeżeli już — to bardziej rozbrzmiewał niemiecki. Trochę zdeprymowani zauważyliśmy restaurację Lwowską. Gdy weszliśmy — atmosfera minionych lat. Także nostalgiczne melodie. A w menu sporo dań znanych jedynie ze wspomnień starszej generacji. Gołąbki kresówki z grzybowym sosem (21,9 zł) czy pieczeń wieprzowa po lwowsku (23,7). Mimo że od razu wiedzieliśmy, co będziemy zamawiać, zaczęliśmy od lwowskich naleśników (19,25 zł). Wypełnionych farszem miło przypominającym nasze ruskie. Króliki przy sąsiednim stoliku zachwalały inne. Nadziewane jagodami (14,2) — oczywiście rzecz gustu. Wtedy wniesiono pieczeń cielęcą a` la Dzieduszycki (z migdałami). Wybraliśmy hrabiego w akompaniamencie zasmażanych klusek z koperkowymi akcentami (7,25 zł).
Z winami pojawiły się maleńkie kłopoty. Mieliśmy wrażenie, jakby tam ktoś je wyłącznie skompletował pod krwiste steki. Hrabiemu początkowo proponowaliśmy różowe. Z niesmakiem odrzucił. Nieco łaskawiej patrzył na białego australijczyka. Chociaż nie do końca.
Restauracja Lwowska
Rynek 4, Wrocław