I niech już nikt nie narzeka na prowizje
Opłaty za usługi bankowe
Dziś słowo o prowizjach bankowych. Denerwujący temat, ale najczęściej chyba poruszany w rozmowach między klientami tego samego albo różnych banków. To zarazem temat, który wywołuje najwięcej złych emocji.
NIKT niby nie neguje korzyści z posiadania konta osobistego. Bo to i bezpieczniej, gdy pieniądze nie leżą w bieliźniarce, i jeszcze można odrobinę zarobić, bo bank nalicza do nich odsetki. Złe emocje pojawiają się, gdy w skrzynce znajdujemy wyciąg, w którym pieczołowicie maszyna wylicza opłaty, jakie bank pobrał za wykonanie zleconych operacji bądź za samo tylko — nazwijmy to — zarządzanie naszymi pieniądzmi. I zaraz w głowach wielu klientów pojawia się pytanie — za co?
OPŁATY za prowadzenie rachunku osobistego i za dokonywanie stałych zleceń bądź zlecanych okazjonalnie przelewów są jednym z najważniejszych elementów dochodów banków komercyjnych na świecie. W Polsce tak jeszcze nie jest. Wystarczy porównać udział prowizji w dochodach takiego np. holenderskiego Postbanku (8 mln kont osobistych) a największych polskich detalistów. To relacja 3:1. A i tak liczba ta jest optymistycznym naciągnięciem.
Nie mam zamiaru czepiać się banków o wysokość prowizji. Nie chcę tylko słyszeć nigdy więcej, że nie powinienem pytać, ile zapłacę za usługę, bo i tak opłata ta nie rekompensuje całej tej pracy i kosztów, jakie bank poniesie, by moje pieniądze przesłać tam, gdzie sobie życzę. Pretensje do klienta, że ma konto w banku i zleca wykonanie usługi, do której ma święte prawo? Tak, niestety, bywa. Zbyt często.
JEŻELI ktoś nie lubi płacić za bezpieczeństwo swoich pieniędzy — może nie korzystać z oferty banków. Może wybrać stanie w kolejkach na poczcie, może wybrać comiesięczne tracenie kilku godzin na cierpliwe wypełnianie książeczek opłat za mieszkanie, telewizor, gaz, prąd czy czego tam jeszcze. Albo zlecić to bankowi. I dokonać rachunku, czy tracenie czasu nie jest warte tych kilku, no może kilkunastu złotych, które w większości przypadków i tak nie mają wielkiego znaczenia w ostatecznym bilansie domowym.
Jeżeli w końcu sądzi ktoś, że jego bank jest zbyt drogi — może poszukać tańszego. W przyszłym tygodniu opublikujemy tabelę i własny ranking banków najdroższych i najtańszych. Jednak ostateczna decyzja i tak należy do ciułacza.
NIE NEGUJĘ konieczności płacenia za usługi bankowe. Z chęcią zapłacę wyższe prowizje, byle tylko zdjąć z siebie ciężar pamiętania o comiesięcznych zobowiązaniach, na przykład. Powtarzam tylko raz jeszcze — nie chcę spotykać się z narzekaniami pań w okienkach, że pytania klienta o wysokość opłat są nie na miejscu, bo bank i tak dalej i tak dalej... Jeżeli pani w okienku chce występować w roli rzecznika skrzywdzonego banku, to proszę bardzo, ale na rodzinnych spotkaniach na imieninach u cioci. A ja — klient, któremu daje się do zrozumienia, że jest nikim innym tylko natrętem — nie życzę sobie takiego traktowania. Nie życzę i już, kochana pani z mojego BYŁEGO banku.
Paweł Zielewski