Po niemal trzech miesiącach od przyspieszonych wyborów (odbyły się 30 września) i za drugim podejściem Julia Tymoszenko wreszcie została zatwierdzona przez Radę Najwyższą na stanowisku szefa rządu Ukrainy. Dla niej premierowstwo było oczywiste już w powyborczą noc, ale długo trwało, zanim koalicja Bloku Julii Tymoszenko z Naszą Ukrainą – Ludową Samoobroną zebrała 227 głosów w 450-osobowym parlamencie.
Jeśli historia nauczycielką życia, to nasuwa się naturalne pytanie, jak długo równie żelazna, co populistyczna Julia utrzyma się na stanowisku szefa rządu. Nie chodzi tylko o to, że jej parlamentarna większość wisi na włosku i wystarczy przejście dwóch deputowanych do Partii Regionów, aby gabinet upadł — a jak pamiętamy, na Ukrainie przeciąganie posłów ma tradycję. Ważniejszy jest problem, czy obóz pomarańczowy znowu nie zostanie rozsadzony od wewnątrz ambicjonalnym konfliktem jego liderów. Przecież Tymoszenko już była premierem bezpośrednio po zwycięstwie pomarańczowej rewolucji, przez osiem miesięcy w 2005 r. Niestety, tak się skonfliktowała z Wiktorem Juszczenką, że została
Jacek Zalewski