Import niszczy firmy tekstylne
Coraz więcej osób zwalnianych jest z zakładów bawełnianych i coraz więcej firm tej branży stawianych jest w stan likwidacji. Oprócz Łomżyńskiej Bawełny Narew w Łomży należy do nich także Maltex z Łodzi, a większość firm bawełnianych ledwo przędzie.
Zambrowski Zamtex w 1998 roku zwolnił 500 osób z 1500-osobowej załogi, Fasty z Białegostoku zwalniają kolejnych 500 osób —i tak jest w większości zakładów.
Niektóre z nich przy życiu utrzymali sami odbiorcy.
— Podczas restrukturyzacji 48 proc. akcji firm objęli nasi odbiorcy, dzięki czemu zakład przetrwał najtrudniejsze chwile — mówi Ireneusz Mioduszewski, wiceprezes Zamtexu.
Jako główną przyczynę tragicznej sytuacji w przemyśle tekstylnym producenci podają nadmierny import i dumpingowe ceny.
70 groszy za koszulę
Deklarowana wartość jednego metra tkaniny bawełnianej sprowadzanej z Turcji, Chin czy Tajwanu na naszej granicy wynosi zazwyczaj 10-60 groszy, a koszuli — 18-73 grosze. Tymczasem, według cen minimalnych opracowanych przez przemysł tekstylny, cena jednego metra tej tkaniny powinna wynosić 2,5-3 złote.
Według Jerzego Wojtkowskiego, dyrektora Polskiej Izby Przemysłu Tekstylnego, budżet państwa traci w związku z tym olbrzymie sumy, a co najgorsze — upadają przez to krajowe firmy.
— Jeśli sytuacja się nie zmieni, to już niedługo zdolności produkcyjne całego naszego przemysłu tekstylnego spadną poniżej zapotrzebowania kraju — mówi Jerzy Wojtkowski.
W 1998 r. produkcja i sprzedaż różnych branż przemysłu tekstylnego spadnie u nas od 15 do 40 proc. Oznacza to, że z blisko 370 tys. zatrudnionych obecnie w tym przemyśle pracę może stracić jeszcze 80 tys. osób.