Integracja z UE musi mieć społeczną akceptację

Bogdan Góralczyk
opublikowano: 1999-01-28 00:00

Bogdan Góralczyk: integracja z UE musi mieć społeczną akceptację

INTEGRACJA Z UNIĄ: Dotychczas proces integracji przebiega poza społeczeństwem — twierdzi Bogdan Góralczyk. fot. Grzegorz Kawecki

W listopadzie minionego roku klepsydrę postawiono na stół. Ten zegar nieubłaganie odmierza czas. Owrotu nie ma. Rozpoczęliśmy negocjacje z Unią Europejską, które zakończą się przystąpieniem do tego klubu. A my tymczasem zachowujemy się tak, jakby czas stanął w miejscu. Dziwne to zachowanie, przecież wiemy, że nikt Polski nie przyjmie przez aklamację, ku ogromnemu zadowoleniu sali.

ZACZYNAMY PRZESYPIAĆ swoją historyczną szansę. Negocjacje ruszyły, ale wokół nich dzieje się źle. Główny organ odpowiedzialny za ich stan, Urząd Komitetu Integracji Europejskiej, znalazł się — właśnie teraz! — w stanie personalnego i strukturalnego paraliżu. Nie wiadomo, kto za co odpowiada i kto całością kieruje. Pachnie też w nim przerostami kadrowymi oraz upolitycznieniem spraw, które w żadnej mierze nie powinny być upolitycznione. Kto oczyści tę stajnię Augiasza?

NIE TO JEST JEDNAK najgorsze, w każdym urzędzie, także w UKIE, można, nawet dość szybko, zaprowadzić porządek. Chodzi o jeszcze poważniejsze sprawy. Jakie? Odnosi się wrażenie, że politycy polscy, bez względu na polityczną opcję, zachowują się tak, jakby sądzili, że przystąpienie do Unii da się odgórnie zadekretować. Wystarczy włączyć do procesu trochę elit, realizować postulaty Unii, wprowadzić parę technokratycznych innowacji, uporządkować przepisy prawne i sprawa przyjęcia będzie przesądzona.

NIC BARDZIEJ MYLNEGO! Do UE nie da się wejść bez włączenia do tego procesu całego społeczeństwa. Nie chodzi tylko o ogólnonarodowe referendum, które ewentualnie ma wieńczyć to dzieło. Idzie raczej o to, że w miarę postępu negocjacji z Unią będą kolejno narażane interesy różnych warstw i grup społecznych. Jest to nieuniknione w tak przyspieszonym procesie i przy tak dużej rozpiętości dochodów obu negocjujących stron. Przyspieszona modernizacja kraju, a tym jest w istocie nasze przystępowanie do UE, zawsze niesie ze sobą społeczne ofiary; tym większe, im szybciej następuje.

NIESTETY, DOTYCHCZAS proces integracji przebiega poza społeczeństwem! Język relacji i komentarzy na temat integracji, a tym bardziej negocjacji z UE, jest hermetyczny i nie dociera do przeciętnego obywatela. Największe publiczne media nabrały wody w usta i ograniczają się do relacjonowania faktów. Nikt nie wszczął narodowej debaty nad integracją, którą słusznie najświatlejsze umysły porównują do bezprecedensowej historycznej szansy. Oto rysuje się przed nami nie tylko możliwość przesunięcia na Zachód, ale wręcz instytucjonalnego w nim zakotwiczenia.

CZY TE AKURAT dylematy zrozumie obywatel, który zmuszony będzie do zamknięcia rodzinnego przedsiębiorstwa, nie dając sobie rady z konkurencją międzynarodowej korporacji? Czy za przystąpieniem do Unii opowie się ten, który właśnie z racji przystosowania się do unijnych wymogów utracił pracę? Czy już pokonaliśmy w sobie historyczne uprzedzenia, że „przyjdzie Niemiec i nas wykupi”?

Przykłady takich pytań można mnożyć, dlatego wypadałoby zadać jeszcze jedno: kiedy rozpoczniemy narodową dyskusję o suwerenności, patriotyzmie, tożsamości narodowej, kosmopolityzmie, globalizacji i dziesiątkach temu podobnych, zasadniczych zagadnień, jakie muszą się wiązać z prawdziwą integracją?

W TYM AKURAT przypadku milczenie nie jest pożądaną cnotą. Jeśli polskie elity nadal będą tak niemrawe, a integrację pozostawi się tylko wąskiemu gronu fachowców, to grozi nam niebezpieczeństwo oddania inicjatywy w ręce jej przeciwników. A oni będą głośni i zdecydowani, jako że często za ich buntem lub oporem będą stały racje oparte na interesach jednostek. Integracja daje też pożywną glebę demagogom i politycznym hochsztaplerom, żerującym na uprzedzeniach i lękach. Kto tego nie rozumie, ten chowa głowę w piasek.

Bogdan Góralczyk jest publicystą i wykładowcą, pracownikiem naukowym Centrum Europejskiego UW