Intercity zmieniło maszynistę

Katarzyna KapczyńskaKatarzyna Kapczyńska
opublikowano: 2014-01-23 00:00

Janusza Malinowskiego zastąpił Marcin Celejewski. Odchodzący prezes „utracił zaufanie” właściciela.

Roszady kadrowe w PKP Intercity to nie efekt tradycyjnego zimowego bałaganu na kolei. Wczoraj posadę prezesa pasażerskiej spółki stracił jej szef — Janusz Malinowski. Zastąpił Marcin Celejewski, odpowiadający dotychczas za sprawy handlowe spółki. Zmiany nie mają jednak nic wspólnego z wielogodzinnymi opóźnieniami pociągów, spowodowanymi oblodzeniem trakcji.

KONFLIKT NARASTAŁ: Janusz Malinowski był
 w kierownictwie spółek grupy PKP ostatnim przedstawicielem
 kolejarskiego środowiska. Od dawna krążyły
 po rynku opowieści o jego konflikcie z menedżerami, którzy
 na zarządzanie koleją przerzucili się z rynku finansowego.
 Odwołanie nie jest więc zaskoczeniem. [FOT. WM]
KONFLIKT NARASTAŁ: Janusz Malinowski był w kierownictwie spółek grupy PKP ostatnim przedstawicielem kolejarskiego środowiska. Od dawna krążyły po rynku opowieści o jego konflikcie z menedżerami, którzy na zarządzanie koleją przerzucili się z rynku finansowego. Odwołanie nie jest więc zaskoczeniem. [FOT. WM]
None
None

— Powodem odwołania jest utrata zaufania i wieloobszarowa ocena działalności prezesa — enigmatycznie stwierdza Katarzyna Mazurkiewicz, rzecznik PKP.

— Utrata zaufania? To sugeruje, że w spółce dochodziło do jakichś nieprawidłowości. Nic mi o nich nie wiadomo. Z pewnością natomiast prezes Malinowski, a właściwie nawet cały kolejowy zarząd — utracili zaufanie pasażerów, którzy — mówiąc potocznie — zagłosowali nogami — uważa Michał Beim, ekspert Instytutu Sobieskiego. W 2013 r. z usług Intercity zrezygnowało ponad 4 mln pasażerów (spadek o ponad 12 proc. w stosunku do 2012 r.). Od 2009 r. z pociągów do własnych aut, autobusów czy samolotów przesiadło się 20 mln klientów. Internauci za ucieczkę pasażerów nie winią jednak Janusza Malinowskiego, lecz Marcina Celejewskiego, bo to on przecież odpowiadał dotychczas za politykę handlową firmy.

— PKP Intercity od dawna nie dbają o pasażerów, wolą wyciągać rękę po dotacje państwowe. Na linię Warszawa — Trójmiasto przyznano spółce grubo ponad 2 mld zł [chcąc utrzymać budżetowe wsparcie IC straciły część unijnego dofinansowania na pendolino, zastępując je kredytem — przyp. red.]. Niedawno dla części składów TLK skarb państwa przyznał też dotację wysokości 1,7 mld zł. Skoro łatwo przychodzi im otrzymanie pieniędzy od rządu, nie mają motywacji, by przyciągać klientów — wylicza Michał Beim.

Dotychczas władze kolejowej grupy zapewniały, że Intercity odrobi pasażerskie straty, kiedy skończą się remonty torów i wjedzie na nie pendolino. Pierwsze mają się pojawić w końcówce tego roku. Obecnie trwają prace dotyczące rozkładu jazdy, uwzględniające przejazd nowoczesnych składów. Wygląda jednak na to, że Pendolino, przynajmniej w najbliższych latach nie będzie receptą na sukces IC. Modernizacja torów jest opóźniona, co powoduje, że pociągi jeszcze długo będą jeździć wolno. Pojawiają się też informacje, że pendolino — jadąc do Trójmiasta czy Krakowa, będzie zatrzymywać się na wielu mniejszych stacjach, w efekcie jeżdżąc ze średnią prędkością zbliżoną do zwykłych składów EIC, a złośliwi twierdzą nawet, że — musząc nieustannie hamować i ruszać — wolniej.