Jak GDDKiA zadrwiła ze sprzedawcy stali

Kamil KosińskiKamil Kosiński
opublikowano: 2013-05-17 00:00

Urzędnicy pisemnie potwierdzili firmie możliwość budowy przydrożnej reklamy. Gdy spółka kupiła grunt, ci sami urzędnicy powiedzieli „nie”

W lutym 2013 r. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) utrzymała postanowienie lubelskiego oddziału, który odmówił uzgodnienia decyzji o pozwoleniu na budowę tablicy reklamowej na działce przylegającej do drogi krajowej nr 17 w miejscowości Krasne w gminie Stary Zamość. Reklamę swojego biznesu chciała tam postawić spółka ATS, importująca stal z Rosji, Ukrainy, Mołdawii i Chin.

ZAGADKA:
 Grzegorz Jarkowski, dyrektor ds. zakupów inwestycyjnych ATS, nie może zrozumieć, jak ta sama instytucja, reprezentowana przez te same osoby, może pisemnie potwierdzić możliwość realizacji inwestycji, a potem ją zablokować.
 [FOT. TYTUS SZABELSKI/ FREEPRESS]
ZAGADKA: Grzegorz Jarkowski, dyrektor ds. zakupów inwestycyjnych ATS, nie może zrozumieć, jak ta sama instytucja, reprezentowana przez te same osoby, może pisemnie potwierdzić możliwość realizacji inwestycji, a potem ją zablokować. [FOT. TYTUS SZABELSKI/ FREEPRESS]
None
None

— Zszokowało nas to, że instytucja, od której mieliśmy pisemną zgodę na postawienie reklamy, nie zgodziła się na realizację. Urząd gminy, z którym większość ustaleń przebiegała na telefon, ze wszystkiego się wywiązał — podkreśla Grzegorz Jarkowski, dyrektor ds. zakupów inwestycyjnych ATS. Firma chciała działać zgodnie z prawem i nie wydawać pieniędzy na darmo. Po tym jak upatrzyła sobie miejsce na reklamę, zaczęła sondować urzędy, które mogłyby pomysł zablokować — Urząd Gminy Stary Zamość. Starostwo Powiatowe w Zamościu i lubelski oddział GDDKiA.

Początek problemów

W sierpniu 2010 r. Władysław Rawski, zastępca dyrektora lubelskiego oddziału GDDKiA, zaopiniował pomysł pozytywnie, stawiając warunek, by reklama stanęła co najmniej 30 metrów od zewnętrznej krawędzi jezdni (prawo wymaga 25 metrów) i nie była zbieżna kolorystycznie ze znakami drogowymi. Konsultacje z samorządami przebiegały na gębę. Wyszło jednak na to, że po spełnieniu kilku warunków reklamę da się postawić. By tego dokonać, spółka kupiła od rolnika 7800 mkw. przylegającego do drogi pola, wskazywanego wcześniej urzędom jako potencjalna lokalizacja reklamy, i wystąpiła do gminy o warunki zabudowy. Plan zakładał niepodświetlaną tablicę o wysokości czterech i długości ośmiu metrów, osadzoną na jedenastometrowym słupie.

— Jeśli ma stać 30 metrów od drogi, to musi być duża — zaznacza Grzegorz Jarkowski.

W październiku 2012 r. wójt Starego Zamościa rutynowo poinformował GDDKiA o wszczęciu postępowania w sprawie wydania warunków zabudowy. I wtedy zaczęły się problemy. Gmina i spółka ATS otrzymały z GDDKiA pisma o braku zgody na inwestycję. Pod tym do spółki podpisał się Władysław Rawski, ten sam zastępca dyrektora lubelskiego oddziału GDDKiA, który dwa lata wcześniej pozytywnie zaopiniował reklamę. Gminie odpowiedział Zbigniew Szepietowski, inny zastępca dyrektora lubelskiego oddziału GDDKiA. Jednak zarówno na jego piśmie, jak i tym z 2010 r. jest adnotacja, że sprawę prowadzi ta sama urzędniczka — Barbara Knap.

Z treści pism GDDKiA o nieuzgodnieniu projektu decyzji o warunkach zabudowy wynika, że ustawiona 30 metrów od jezdni reklama ma stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa ruchu drogowego. Urzędnikom przeszkadza też brak „bezpośredniego dojazdu” z drogi na działkę.

Urzędnik ponad prawem

Spółka ATS odwołała się do centrali GDDKiA. Nic jednak nie wskórała. „W niniejszym przypadku zarządca drogi nie wykonywał zjazdu do działki (…) ani nie udzielał zgody na jego wykonanie, zatem zarówno z faktycznego jak i formalnego punktu widzenia zjazd do ww. nieruchomości nie istnieje (…)” — odpisał spółce w lutym 2013 r. Norbert Wyrwich, radca GDDKiA.

— Przecież ten zjazd tam jest. Rolnik wjeżdżał na swoje pole i nikomu to nie przeszkadzało. My chcemy wjechać raz, żeby postawić już przygotowaną konstrukcję, i są z tym problemy. A to reklama niepodświetlana, więc bezobsługowa. Nie wymaga ani przyłącza energetycznego, ani konserwacji oświetlenia — wzdycha Grzegorz Jarkowski.

Najciekawsze jest jednak podejście GDDKiA do kwestii samego umiejscowienia reklamy. „Aczkolwiek powyższy nośnik reklamowy nie narusza (…) ustawy o drogach publicznych, to jednak stanowiłby znaczne zagrożenie dla bezpieczeństwa ruchu drogowego poprzez koncentrowanie na sobie uwagi, a w konsekwencji odwrócenie od sytuacji panującej na drodze, gdzie uczestnik ruchu drogowego powinien zachować szczególną ostrożność” — stwierdził Norbert Wyrwich.

— Mimo iż nie naruszamy przepisów, to nie możemy zrealizować naszych planów. Po co są zatem przepisy, skoro urzędnicy prosto w twarz mogą nam powiedzieć, że nie można i już. Totalna paranoja. Jak to się ma do pisma z 2010?

Czy wolno urzędnikom wydać dwa różne stanowiska w tej samej sprawie, nie powołując się przy tym na żadne nowsze przepisy? Jak w takim razie ma się rozwijać w Polsce biznes? Dajemy miejsca pracy w rejonie, delikatnie mówiąc, nieszczycącym się najlepszymi wynikami, jeśli chodzi o bezrobocie, a od tego jak prosperujemy, czyli również od reklamy, zależy, czy uda nam się utrzymać lub zwiększyć zatrudnienie w tych trudnych czasach — nie kryje wściekłości Grzegorz Jarkowski.

Nie udało nam się uzyskać komentarza Władysława Rawskiego, który najpierw zaopiniował pozytywnie budowę reklamy, a gdy spółka kupiła grunt, odmówił uzgodnienia warunków zabudowy zgodnych z wytycznymi, które sam wydał.