Światowe Forum Ekonomiczne w Davos odbywa się od 1971 r. Mnie udało się pojechać po raz pierwszy. Co zaobserwowałem? Czołowym tematem tegorocznego forum była wojna w Ukrainie. Co ciekawe, biznes sporo dyskutował też o zielonej transformacji energetyki, ale tym razem nie tyle w kontekście ochrony klimatu, co uniezależnienia się od Rosji. Przemówienie, rzecz jasna zdalnie, wygłosił prezydent Wołodymyr Zełenski, mobilizując globalnych liderów do mocniejszego wspierania Ukrainy i ostrych sankcji wobec Rosji. Zaproponował stworzenie funduszu United24, który byłby strukturą zdolną do angażowania się w kryzysowych sytuacjach na świecie w ciągu 24 godzin. Podziałało, jak zauważył Bill Browder, brytyjski przedsiębiorca i działacz społeczny: „Zazwyczaj Davos jest o finansach, handlu i energetyce. W tym roku pierwsza sesja forum była o sankcjach. To mówi wszystko o dzisiejszym świecie”.
Jak wygląda forum z bliska? Jest kilka poziomów wejściówek. Umożliwiająca wejście do głównej sali obrad i spotkanie z szefami państw i największych korporacji kosztuje grubo ponad 100 tys. zł. Ale kupić ją może tylko osoba będąca członkiem World Economic Forum, a członkostwo to oczywiście kolejny astronomiczny wydatek (wysokość negocjowana indywidualnie). Żaden menedżer państwowej firmy nie zdecydował się w tym roku na jej zakup. Reszta musi zadowolić się życiem na głównej promenadzie alpejskiego miasteczka. Przy niej funkcjonują tzw. domy krajów lub firm, które są miejscem spotkań, prezentacji, a czasem także debat. Są to zaaranżowane na tych kilka dni sklepy, restauracje czy inne lokale usługowe. Polish House był reprezentacyjny, w centralnym punkcie promenady i profesjonalnie przygotowany. Przebili nas jedynie Saudowie oraz — co oczywiste — największe korporacje, ale one mają większe budżety. Ważniejsze jest to, że miał naprawdę wartościową agendę. Codziennie odbywały się debaty, wieczorem networking, a po drodze także spotkania w cztery oczy. Tematy debat były celne, m.in. jak przyciągnąć inwestorów do Polski, jaka może być rola regionu w globalnym łańcuchu dostaw czy jak polskie firmy mogą wesprzeć odbudowę Ukrainy. Warto podkreślić , że wśród panelistów, obok szefów największych państwowych firm, byli także globalni szefowie potężnych korporacji, m.in. Honeywell, Accenture, RWE, Orsted czy IBM. Fakt, że udało ich się zaangażować do rozmów o Polsce, to niewątpliwy sukces, który z dużym prawdopodobieństwem zaowocuje zwiększeniem zaangażowania (wstępne deklaracje inwestycji padły).
„To co robicie dla Ukrainy najlepiej świadczy o tym, jakim jesteście narodem. To dla ludzi biznesu znaczy bardzo wiele. Żaden z naszych klientów nie poprosił o wycofanie biznesu z Polski=gwarancje NATO działają.Będziemy tu inwestować” Jean Marc Ollagnier, szef Accenture na Europę
— Grzegorz Nawacki (@nawacki) May 24, 2022
Ja ostrzyłem sobie zęby na panel z udziałem światowej sławy ekonomistów, w tym noblisty Josepha Stiglitza. Nie rozczarował, choć jak dla mnie był zbyt akademicki. Wartość merytoryczna i organizacyjna zasługuje na pochwałę, ale zbyt duża liczba panelistów sprawiła, że zamiast dyskusji było wygłaszanie myśli. Wynikło to z tego, że każda z 10 państwowych spółek za wszelką cenę „plasowała” swoich szefów w panelach. Panele odbywały się po angielsku i warto podkreślić, że polscy menedżerowie czuli się w tej formule swobodnie.
Problem w tym, że nie wykorzystaliśmy potencjału polskiego domu — debatom przysłuchiwali się głównie Polacy, nie udało się przyciągnąć do pawilonu zagranicznych mediów, a relacjonowanie przez polskie media polskich paneli ze Szwajcarii ma dużo mniejszy sens. Polska ma swoje pięć minut i warto było to wykorzystać — nie wierzę, że szefowie największych polskich firm nie byli atrakcyjnymi rozmówcami dla biznesowych mediów ze świata. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że dla niektórych członków polskiej delegacji przekaz do kraju był zdecydowanie istotniejszy. O ile w przypadku polityków można to jeszcze zrozumieć, ale fakt, że szefowie państwowych czempionów nie wykorzystali okazji, by spotkać się z szefami zagranicznych firm czy biznesowymi mediami ze świata, to oczywisty błąd. Pod tym względem wyróżnił się premier Morawiecki, który spotkał się m.in. z globalnymi szefami Intela, Google’a, Honeywella, Della, premierem Hiszpanii czy Irlandii. Namawiał do inwestowania w Polsce, ale także wspierania Ukrainy i coraz intensywniejszej walki z Rosją. To bardzo ważne, bo wśród biznesu czuć lekkie zmęczenie pomocą… Drugą osobą, która postawiła na efekt na zewnątrz, a nie wewnątrz, była Beata Daszyńska-Muzyczka, prezes BGK. Była motorem napędowym domu Trójmorza, którego organizację wzięła na siebie Polska. Podpisano w nim tzw. mapę drogową inwestycji w rumuński Transgaz (potencjalnie czwarta inwestycja funduszu Inicjatywy Trójmorza) czy umowę przejęcia przez Giełdę Papierów Wartościowych giełdy w Armenii. Dlaczego nie wykorzystaliśmy potencjału polskiego domu? Myślę, że zapłaciliśmy frycowe, bo przez lata nikt z państwowego biznesu do Davos nie jeździł, a debiutantom nie jest łatwo od razu odnaleźć się w formule. Szkoda, tym bardziej że reprezentacja była wysokiej rangi: premier, prezydent, wicepremier, członkowie zarządu kilkunastu spółek, w tym największych. Ciekawostką jest zaproszenie dla ministra rozwoju — tradycyjnie organizator zaprasza ministrów finansów, ale za czasów Piotra Nowaka rozpoczęto dyplomatyczną grę, by wszystkich przekonać, że w naszych warunkach ważniejszy dla gospodarki jest minister rozwoju. Z sukcesem, ale... Waldemar Buda, który niedawno zastąpił Piotra Nowaka, z zaproszenia nie skorzystał.
W tym roku frekwencja w Davos była znacznie niższa niż w edycjach przed pandemią — liczba uczestników spadła ponoć o 40 proc. Rzucał się w oczy brak Chin oraz małe zaangażowanie Niemiec i Francji. Rosja została z forum wykluczona, a mocnym symbolem było to, że w tradycyjnej lokalizacji Russian House był Russian Warcrimes House (kolejny przykład kapitalnej strategii komunikacyjnej Ukraińców — to, jak wygrywają wojnę w tej sferze, zasługuje na podręcznik).
Czy to znak, że forum w Davos umiera? Niekoniecznie. Jedna z teorii głosi, że przesunięcie na maj sprawiło, że odstęp między tegoroczną i przyszłoroczną edycją jest zbyt krótki i menedżerowie wybierając, postawili na edycję narciarską.
Czy warto jeździć do Davos? Tak, szczególnie jeśli prowadzi się biznes o międzynarodowej skali. Forum umożliwia spotkania z kluczowymi menedżerami największych firm. Warunek — dobre przygotowanie planu spotkań, bo inaczej wyrwanie dłuższej chwili któregoś z VIP-ów graniczy z cudem. To także okazja, by dowiedzieć się, jakie tematy są na ustach globalnych liderów. Trzeba jednak nastawić się na kongres w starym stylu. Dopiero teraz zrozumiałem, że nazywanie Forum Ekonomicznego w Krynicy „polskim Davos” jest w pełni uzasadnione, tyle że nie chodzi o wartość merytoryczną, lecz wizualną — od górskiej miejscowości po improwizowane sale debat w dziwnych i nie do końca do tego się nadających miejscach. Kolejna zbieżność — tak jak Krynica przeniosła się do Karpacza, tak też Światowe Forum Ekonomiczne może się wyprowadzić z Davos, bowiem to mieszkańcy w referendum zdecydują, czy zaakceptować wyższe koszty, jakie ponoszą z miejskiej kasy.