Z danymi gospodarczymi jest trochę tak jak z odłamkami starożytnych naczyń znajdowanymi gdzieś głęboko pod ziemią. Widzimy jakiś kawałeczek i próbujemy nakreślić, jak może wyglądać całość. Czasami nam się to udaje, a czasami kolejne kawałeczki pokazują obraz inny od wcześniej wyobrażonego. I tak cały czas.

Ostatnie dane o polskim PKB są doskonałym na to przykładem. Wydawało się, że już dużo wiemy. Wiedzieliśmy przecież, że w ostatnim kwartale roku wzrost gospodarczy Polski musiał wynieść ok. 2-2,5 proc. r/r, co oznaczało spowolnienie, ale bez twardego lądowania. Najnowsze dane GUS opublikowane we wtorek potwierdziły, że było to 2 proc., można więc powiedzieć, że oczekiwania się mniej więcej potwierdziły. Nic szczególnego.
Jednak w najnowszych danych znalazły się bardzo zaskakujące elementy, które pokazują nieco inny – gorszy – obraz rzeczywistości ekonomicznej kraju. Hamowanie jest silniejsze, niż wydawało się wcześniej, uprawnione jest nawet mówienie o recesji. W ujęciu kwartał do kwartału PKB zanotował potężny spadek o 2,4 proc. Taka zmiana w ciągu kwartału to dużo, wcześniej zdarzyła się tylko w czasie pierwszej fali pandemii. Dane były więc na pewno dużym zaskoczeniem. Nawet jeżeli nie jest to typowa recesja, tylko wstrząsy wtórne po pandemii, i nie towarzyszy jej wzrost bezrobocia, to redukcja aktywności gospodarczej od szczytu cyklu do dołka jest faktem.
Co więcej, miara realnego PKB bardziej wrażliwa na zmiany struktury gospodarki wykazała większe spowolnienie niż ta raportowana najczęściej w mediach – nie do 2 proc. r/r, ale do 0,3 proc. Różnica w tych miarach dotyczy głównie tego, jak PKB jest przeliczany z cen bieżących na stałe. Wzrost PKB musi być liczony w cenach stałych, bo interesuje nas zmiana realna. Aby jednak liczyć wzrost PKB w cenach stałych, trzeba przyjąć jakiś moment, w którym ustala się strukturę gospodarki stanowiącą punkt odniesienia dla porównań. Na przykład dwa komputery po 1 tys. zł i tysiąc lodów po dwa złote dają łącznie wartość 4 tys. zł, ale jeżeli cena lodów wzrośnie o 50 proc., a cena komputerów spadnie o 50 proc., to ta łączna wartość 4 tys. zł będzie się składała z zupełnie innej struktury. I wkład komputerów, i lodów do łącznej sprzedaży będzie inny. Przy niskiej inflacji ten problem nie ma dużego wpływu na zmiany PKB, ale przy wysokiej już może mieć.
Dane przeliczane na ceny stałe tzw. metodą nawiązań łańcuchowych szybciej reagują na zmiany cen relatywnych w gospodarce niż dane przeliczane metodą cen stałych roku poprzedniego. Pierwsze pokazują też dużo większe wahania w obecnym cyklu – dużo silniejszy wzrost na początku 2022 r. i dużo głębsze spowolnienie pod koniec 2022 r.
Wniosek? Części gospodarki, które doznały największego boomu cenowego i produkcyjnego, wpadły też w największą recesję i dlatego miary bardziej wrażliwe na zmiany struktury gospodarki pokazują gorsze wyniki. To też jednak pokazuje, że w warunkach dużych zmian cen dość trudno jest się zorientować, co się dzieje z realną produkcją. Gospodarka to nie kopalnia, której pracę można zmierzyć w tonach. Gospodarka składa się z produktów i usług bardzo złożonych, których nie da się łatwo opisać wielkościami realnymi. Trzeba je przeliczać na ceny, a przy dużych zmianach cen porównania są trudniejsze.
Pytanie jeszcze, co wywołało wyraźne spowolnienie gospodarki pod koniec 2022 r.? Były to cztery zjawiska. Po pierwsze, podwyżki stóp procentowych załamały rynek mieszkaniowy i wszystko, co z nim związane. Po drugie, wzrost inflacji doprowadził do głębokiego spadku realnych płac i recesji konsumpcji. Po trzecie, strach przed mocnymi podwyżkami cen energii w 2023 r. prawdopodobnie zwiększył stopę oszczędzania i uderzył w wydatki na towary i usługi. Po czwarte, wiele firm przemysłowych redukowało zapasy i ograniczało (przejściowo) zakupy.
Wydaje się, że obecnie znajdujemy się na dnie recesji. W ujęciu kwartalnym PKB już nie powinien spadać, a w ujęciu rocznym zanotuje spadek w pierwszym kwartale i później zacznie odbijać. Pytanie o tempo tego odbicia. To będzie zależało od tempa spadku inflacji, które zdecyduje o szybkości odbicia realnych wynagrodzeń i szansach na obniżki stóp procentowych.