Dla nas to restauracja interesująca z jeszcze jednego powodu. Agnieszka Dudzińska, właścicielka, jest pozytywnie zakręcona na punkcie zdrowej żywności. Nie tylko substraty do podawanych tam dań dobierają pod tym względem z dużą starannością. Dotyczy to także win. Ponad 60 proc. całej oferty to wina bio lub wręcz biodynamiczne. W tym także te na kieliszki. Dla niekoniecznie przepadających za pestycydami w kieliszku lub na talerzu to prawdziwa oaza. Menu nie jest przesadnie rozbudowane, ale dopracowane w każdym calu. I grzechu warte!
BABY NA POCZĄTEK
Z przystawek zwróciliśmy od razu uwagę na kalmary baby (chyba nie chodziło o płeć). Chociaż podawane w By The Way baby też miały tendencję do wygodnictwa. Przyjemnie wylegiwały się na puree z dyni w powiewach imbiru. Same w sobie godne skosztowania.
Pod względem win były już niestety wybredne. Szybko przepędziły np. Sauvignon Blanc na zaplecze. Dużo lepiej przyjęły zaloty Gewurztraminera (Adobe Reserva, 2012, Emiliana, Rapel Valley, Chile). Chociaż i po tym w sumie udanym mariażu pozostawała we wspomnieniach delikatna nutka gorzkości. Dyskutowaliśmy dlaczego. I znaleźliśmy w końcu sprawcę zamieszania. Okazał się nim imbir — z założenia trudny partner smakowy dla wielu win.
AMANT DLA KACZKI
Druga przystawka: rillette z kaczki — zaskoczyła nas bogactwem smaków i delikatną słodyczą. Poprosiliśmy o sprawdzonego kompana kaczek Pinot Noir (Novas Gran Reserva, 2011, Emiliana D.O. Casablanca Valley, Chile). Retrospektywnie przyznać trzeba, że nie był to najlepszy wybór. Kaczka rozkwakała się na cały lokal! Zrobiło się nieprzyjemnie. Z tej trudnej sytuacji z gracją wyratowała nas właścicielka. Delikatnie sugerując, by akurat w przypadku tak przyrządzonej kaczki pójść w kierunku win białych. A konkretnie Pinot Gris Envoy Pinot Gris 2010, Marlborough, Nowa Zelandia. Zamówiliśmy.
Oczekując na nadpłynięcie białego amanta, podsunęliśmy kaczce (potajemnie) degustowane przez nas wcześniej dwa białe wina Sauvignon Blanc i Gewurztraminer. Efekt? Oprócz kwakania dodatkowo usłyszeliśmy syczenie. W lokalu powiało grozą. Sytuację uratowało pojawienie się w kieliszkach zapowiadanego Pinot Gris. Bingo! Nastrój całkowicie się zmienił. Kaczka z jędzy przemieniła się nagle w milutką dzidzię. Nawet przyjemnie gruchała. Nam też zrobiło się dobrze — w efekcie zapadliśmy w smakowy błogostan...
SANDACZ W NARZUTCE
Przebudziło nas przybycie smażonego sandacza. W narzutce z pianki z boczku, w chrzanowym creme fraiche. Wokoło radośnie chichotały smażone na maśle rydzątka. Ponownie zrobiło się miło. Rydze tworzyły jednak dla wielu win lekką komplikację. W sumie tylko Gewurztraminer stanął na wysokości zadania. Sensacją wieczoru była polędwica z jelenia. Wtargnęła na stół w powiewach wędzonki i grzybów leśnych. Kokieteryjnie otulona woalką z cieniutkiej słoniny. Po prostu rozpływała się w ustach. Zjawiskowo smaczna — koniecznie spróbować! Powstał problem, co nalać w kieliszki, by nie zepsuć harmonii. Doświadczenie podpowiadało nam ponownie Pinot Noir. Zamówiliśmy. Początkowo polędwica delikatnie warczała. Ale gdy Pinota skutecznie napowietrzyliśmy, z talerza słychać było tylko radosne porykiwanie.
PODWÓJNE ŁASOWANIE
Desery spróbowaliśmy dwa: parfait baileys z piernikiem i lodami z gorzkiej czekolady oraz crumble ze śliwką, migdałami i lodami cynamonowymi w mascapone. Były pyszne. Nastrój psuły jedynie puste kieliszki smutno przysłuchujące się naszym zachwytom. Ekologicznych dyżurnych dla wybornych deserów nie było już niestety na stanie. &
By The Way Bottega Kulinarna
Warszawa Powiśle, ul. Lipowa 7a
Ogólne wrażenie 5,0
Karta win 4,5
Potrawy 5,0
Wystrój wnętrza 4,5
Obsługa 5,0
Na biznes lunch 5,0
Na obiad z rodziną 3,0