Nasi czytelnicy (smakosze) delikatnie zwrócili nam uwagę na restaurację Ancora w Krakowie. Natychmiast tam pomknęliśmy. W menu z ryb zaintrygowała nas paczka z zębosza z leśnymi grzybami. Głównie ze względu na stomatologiczne skojarzenia. Kiedy zamówiliśmy rybkę, niestety, wystąpiła bez zębów. Mimo to okazała się pyszna. W nowym roku postanowiliśmy danie powtórzyć, lecz zębosz gdzieś sobie daleko odpłynął. Pozostała w restauracji niezwykle bogata karta win i jego rybny następca. Filet z imperatora (48 zł) z całym swoim smakowym orszakiem. Do tego w pelerynce ze szpinaku. Troszeczkę nas to onieśmieliło. Zainteresowaliśmy się dzikim jelonkiem (59 zł). Zamówiliśmy. Przygalopował w towarzystwie zwiewnych i leciutko podwędzonych śliwek z boczkiem. Także z plackiem ziemniaczanym w oparach konfitury z czerwonej cebuli. I pysznymi, świeżo skąpanymi w masełku warzywkami.
Do kieliszków dyskretnie nalano czerwonego portugalczyka. Po pierwszym łyku jelonek bardzo się zdenerwował. Spłoszony bryknął w najciemniejsze zaułki podniebienia. Po raz pierwszy delikatnie wychylił łepek, kiedy posłuchał, że zamówiliśmy dla niego finkę. Nie była to oczekiwana blondwłosa piękność ze Skandynawii, ale czerwona z Hiszpanii. Crianza, 2004, La Mancha, Finca Antigua (95 zł.) Od razu bardzo mu się spodobała. Jelonek wyraźnie smakowo zdominował związek. Jej też to pasowało.
Stanisław J. Majcherczyk