Jeśli sukces, to tylko na twoich zasadach

opublikowano: 24-03-2019, 22:00

Zanim zaczniesz walczyć o pieniądze i awans, zastanów się, czy naprawdę o to chodzi ci w życiu. Cena kariery może być zbyt wysoka

Mieć nad sobą tyrana to koszmar. Gnębieni przez bossów pracownicy umyślnie popełniają więcej błędów niż ich koledzy pracujący w normalnych warunkach (30 wobec 6 proc.). Znacznie częściej chowają się przed swoimi przełożonymi (27 wobec 4 proc.), unikają maksymalnego wysiłku (33 wobec 9 proc.) i biorą zwolnienia lekarskie, choć nie są chorzy (29 wobec 4 proc.) — wynika z badań naukowców z Uniwersytetu Floryda, przytoczonych w książce Roberta I. Suttona „Dobry szef, zły szef”. Na tym negatywne skutki tyranii się nie kończą. Jej ofiary trzy razy rzadziej zgłaszają pomysły na rozwiązanie problemów w biurze i chętniej zmieniają firmy. Ponad 20 mln Amerykanów porzuciło miejsca pracy, by uciec od ciemiężycieli, z których przytłaczająca większość stanowiła kadrę zarządzającą. Efektem nadmiernego stresu, presji i ciągłego poniżania są też rosnące statystyki zawałów serca, chorób nowotworowych i depresji.

WYBÓR:
WYBÓR:
Można kusić nas nieograniczonymi zarobkami i drabiną kariery sięgającą aż do nieba, ale nikt nam nie powie, czy takich sukcesów pragniemy — mówi Michał Gembal, dyrektor marketingu w firmie Arcus.
Fot. Marek Wiśniewski

A teraz niespodzianka. Największymi tyranami jesteśmy my sami, przynajmniej dla samych siebie — i nigdy nie wychodzimy z tego bez szwanku.

— W imię sukcesu i kariery narzucamy sobie wymagania i tempo pracy, które przekraczają nasze możliwości i siły. Realizując cele służbowe i biznesowe, zaniedbujemy rodzinę, przyjaciół i zdrowie. Często też sprzeniewierzamy się wartościom wyniesionym z domu i szkoły. Jednocześnie niczym refren powtarzamy takie słowa, jak „odpowiedzialność społeczna”, „ludzka twarz biznesu” i „misja”. Taka schizofrenia musi poturbować naszą psychikę — potwierdza Michał Gembal, dyrektor marketingu w firmie Arcus.

Nie za wszelką cenę

Modelowym przykładem rozjechania się wizji z praktyką była spółka Enron ze swoim liczącym 64 strony „Kodeksem etyki zawodowej”. Można w nim znaleźć mnóstwo podniosłych deklaracji w rodzaju: „Szacunek: traktujemy innych tak, jak sami byśmy chcieli, żeby nas traktowano. Nie ma u nas miejsca na bezwzględność, bezduszność i arogancję”. Albo: „Postawa etyczna: pracujemy ze stałymi i potencjalnymi klientami w sposób jawny, uczciwy i szczery”. Najwyżsi rangą menedżerowiekoncernu, odpowiedzialni za tzw. kreatywną księgowość, bezwstydnie szafowali tymi sformułowaniami. I pewnie robiliby to nadal, gdyby oszustwa i kłamstwa nie wyszły na jaw, co doprowadziło energetycznego potentata do upadku.

— Naciąganie klientów na mało opłacalne ubezpieczenia, zachęcanie do zadłużania się ponad miarę, wciskanie staruszkom usług internetowych, z których nigdy nie skorzystają… Aby wyrabiać normy sprzedażowe, niektórzy doradcy i akwizytorzy muszą zapomnieć o swoich zasadach. Wrażliwi zmieniają zawód i branżę, pozostali usypiają sumienie, tłumacząc się koniecznością zarabiania na życie — mówi Adam Bodziak, ekspert od marki osobistej.

Jego zdaniem ciągłe kompromisy moralne włączają w człowieku mechanizm autodestrukcji. Wśród szczególnie ambitnych widzi nadreprezentację osób, które mają problemy z nałogami, życiem rodzinnym i psychiką albo są wypalone zawodowo.

— Z pozoru do kieliszka powinni zaglądać głównie pracownicy najniżsi rangą i ledwo wiążący koniec z końcem. Pewnie alkoholików w tej grupie nie brakuje. Dlaczego jednak ostatnio ciągle czytam i słyszę o trafiających na odwyk liderach biznesu? — zastanawia się Adam Bodziak.

Podobne rozważania snuje Michał Gembal, któremu bliski jest duński filozof Søren Kierkegaard, zdziwiony, że typowy człowiek bardziej się obawia utraty „ręki, nogi, dukatów, żony” niż „siebie samego”. Tymczasem chodzi o to, by przejść przez życie, zachowując to, co najcenniejsze — autentyczne ja i spokój ducha.

— Nie wiem, czy współcześni ludzie są bardziej materialistyczni niż poprzednie pokolenia. Z pewnością częściej i intensywniej porównujemy się z naszymi znajomymi, kolegami z pracy, czemu służą media społecznościowe. Z tego bierze się obawa, że nie dotrzymamy innym kroku w zagranicznych wojażach, markach samochodów i wystawności domów. To lęk o status każe brać udział w wyścigu, który nie da nam nic poza rozczarowaniem — wskazuje Michał Gembal. Podobnie widzi to mentor biznesowy Edi Pyrek. Nie ma nic za darmo. Truizm. Musimy wiele poświęcić, aby do czegoś dojść. Banał — mówi.

Żeby zmotywować się do wysiłku, chłoniemy hasła — o pozytywnym myśleniu, samorealizacji i sukcesie, które stają się dla nas oczywistą oczywistością. Przy takim zaprogramowaniu się — dorzuca — łatwo być dla siebie zarazem tyranem i niewolnikiem. A przecież tyran nie liczy się z kosztami. Taki syndrom dotyka zwłaszcza perfekcjonistów.

— Kariera kosztuje, to niewątpliwe. Ale nie musi to być wcale koszt lichwiarskiego oprocentowania — twierdzi Edi Pyrek.

Proponuje, by zamiast tyranem być dla siebie dobrym rodzicem. Wtedy za podwyżkę, awans, korzystny kontrakt nie zapłacimy słono. Nie wymaga to wydumanych metod — zapewnia. Często wystarczy kilka małych, ale stopniowo i stale wprowadzanych modyfikacji.

— Powinieneś o siebie dbać, jak wymagający, ale dobry rodzic dba o bardzo nakręcone w jakiejś dziedzinie dziecko. Podstawowe rzeczy to dobry i nie za krótki sen, właściwa dieta z naciskiem na solidne śniadania i nagradzanie siebie choćby drobiazgami za kolejne pokonane przeszkody. Przede wszystkim zaś głęboka świadomość, po co robimy karierę.

Zjazd na boczny tor

Na Zachodzie od lat praktykowany jest downshifting, czyli przełączenia swojej kariery na niższy bieg — robienie tego, co naprawdę daje nam radość, choć zwykle na mniej eksponowanym stanowisku i za mniejsze pieniądze.

— Nie miałbym śmiałości proponować tego urzędnikowi, który musi pożyczać przed pierwszym, ale wypalony i rozczarowany sobą prezes być może na tym pomyśle skorzysta. Przy pięciocyfrowych zarobkach strata dwóch tysięcy miesięcznie nie zmieni krezusa w biedaka — uśmiecha się Marcin Przybyłek, trener biznesu.

Bezrefleksyjna wspinaczka po szczeblach hierarchii wynika niekiedy z owczemu pędu.

— Jeśli nie mamy innych wzorców osobowych niż te z rankingów najbogatszych Polaków, nic dziwnego, że naszym głównym celem jest bogacenie się. Jeżeli ciągle oglądamy uśmiechniętych prezesów na okładkach biznesowych magazynów, chcemy dojść do tego co oni, nie zważając na emocjonalne i moralne koszty — tłumaczy Adam Bodziak.

Popiera ideę sukcesu, ale takiego, który spełnia nasze kryteria, a nie te narzucone przez społeczeństwo. W jego przypadku oznacza to dążność do zharmonizowania życia zawodowego i osobistego, pracy i pasji, aktywności i wypoczynku. Nie umiałby cieszyć się z nowego klienta, gdyby jego pozyskanie wymagało rezygnacji z miłości, przyjaciół i podziwiania zachodów słońca. Przeciwnie: czułby się wtedy jak ofiara systemu, korporacyjny niewolnik. Jego motto brzmi: wygrywasz, jeśli wystartujesz we własnym wyścigu.

Sprawdź program konferencji "Learning&Development Strategy", 12-13 czerwca 2019, Warszawa >>

© ℗
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami „Regulaminu korzystania z artykułów prasowych” i po wcześniejszym uiszczeniu należności, zgodnie z cennikiem.

Podpis: Mirosław Konkel

Polecane