Uważa, że podstawą sukcesu ludzi i firm jest gotowość do uczenia się i budowania nawyków, które automatyzują pewne działania. W tym niezastąpiony jest sport, z którym jest związany od ósmego roku życia. Na koncie ma udział w maratonach, uprawia triatlon. Jest właścicielem firmy Filip Stratyński szkolącej z procedur, przygotowuje do udziału w czynnościach procesowych i prowadzi kursy skutecznego wprowadzania zmian w życiu. Jest też autorem dwóch książek i publikacji poświęconej przestępczości zorganizowanej.
Tropienie afer

Wszystko zaczęło się od miłości do matematyki i… filmów o superbohaterach.
– Zawsze lubiłem matematykę. Skończyłem Wydział Fizyki Technicznej, Informatyki i Matematyki Stosowanej Politechniki Łódzkiej, a jednocześnie – wychowany na filmach, w których dobro zawsze zwycięża – idealistycznie chciałem pracować w policji. Na rozmowę o pracę poszedłem w 1999 r. Od razu mówiłem, że chcę pracować w Biurze do Walki z Przestępczością Zorganizowaną [w 2000 r. zostało połączone Biurem do spraw Narkotyków i przekształcone w Centralne Biuro Śledcze – red.] – wspomina były funkcjonariusz.
Po przyjęciu do policji skończył kurs podstawowy w Legionowie. Nie chciał uczestniczyć w kolejnym, już specjalistycznym, który wiązałby się z utonięciem w papierach.
– Jako jedyny z całego naboru pojechałem na kurs operacyjny do Piły, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Byłem jedynym nowicjuszem, pozostali to doświadczeni policjanci, którzy dzielili się ze mną wiedzą praktyczną: jak pozyskiwać informatorów, jak rozmawiać z ludźmi – opowiada Filip Stratyński.
Kiedyś na zajęciach przedstawiciel CBŚ z Łodzi opowiadał o sprawie, którą się zajmował – była to dość głośna afera winiarska z początku lat 90. W 1993 r. zaczęła się budować w Łodzi struktura przestępcza, później nazwana ośmiornicą, która należała do prekursorów wyłudzania podatku VAT. W aferze winiarskiej zakładano spółki zajmujące się wytwarzaniem taniego wina na podstawione osoby – zwykle bezdomnych, tzw. słupy. Przefermentowane płyny jedna firma sprzedawała kolejnej, spółki likwidowano przed terminem zapłaty podatku VAT. Skarb państwa stracił przez to co najmniej 300 mln zł. Na ławie oskarżonych zasiadło ponad 120 osób.
– Po wysłuchaniu tej historii wiedziałem, że chcę trafić do CBŚ, by pracować przy takich sprawach. Trzeba było o to cierpliwie zabiegać, bo – jak usłyszałem od naczelnika – miałem za mało doświadczenia. Konsekwentnie co trzy miesiące przynosiłem do jego biura CV, przez rok jeżdżąc na interwencje z pogotowiem policyjnym, a przez kolejny pracując jako dzielnicowy. Cel udało mi się osiągnąć po niespełna trzech latach służby, choć moje CV pewnie lądowały w niszczarce – śmieje się biznesmen.
Więcej niż cyfry

Trafił do wydziału ekonomicznego CBŚ, do pracy przy dużej sprawie. Znów mógł się uczyć.
– Pierwsze spotkanie z inspektorami skarbowymi wspominam jak rozmowę z kimś, kto mówi w obcym języku: uszczuplenie, nieujawniony majątek – nie znałem znaczenia tych pojęć. Gdy poznałem lepiej przepisy, okazało się jednak, że patrząc na rachunki, mogę w nich zobaczyć dużo więcej niż tylko cyfry. Każda duża sprawa była inna, każda wymagała nowej wiedzy. Wypracowałem też własną metodę pracy opartą na rozważaniu, co bym zrobił i jak działał, żeby sam siebie nie złapać. Po analizie wielu spraw zacząłem zauważać, że poza dość nielicznymi przypadkami, kiedy ktoś drukował dokumenty, jak to się mówi, z sufitu, większość przedsiębiorców miała kłopoty przez nieznajomość przepisów… Może gdyby mieli dostęp do wiedzy eksperckiej, nie doszłoby do nich – zastanawia się Filip Stratyński.
W 2021 r. po 21 latach zakończył służbę w organach ścigania. Przez 18 lat zajmował się przestępczością ekonomiczną, pracując m.in. w Centralnym Biurze Śledczym Policji i Komendzie Wojewódzkiej Policji w Łodzi. Specjalizował się w analizie finansów, budżetów, przepływów pieniędzy, a także przeciwdziałaniu praniu pieniędzy oraz oszustwom finansowym i podatkowym.
Doszedł do wniosku, że dzielenie się specjalistyczną wiedzą z firmami to pomysł na dalszą – biznesową – drogę. Bodźcem stała się też ustawa AML (o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy, z ang. Anti-Money Laundering), na temat której nie było żadnej kampanii społecznej.
– Wiedzą o niej korporacje czy banki, w których działają odpowiednie departamenty, a osoba prowadząca jednoosobową działalność gospodarczą ma te same zobowiązania co duzi gracze, zaś nie stać jej na prawnika, nie ma czasu na zgłębianie zawiłości ustawy. Wśród ostatnio ukaranych za nieprzestrzeganie tych procedur są notariusze, właściciele kantorów, księgowi. Kary to nawet 30 tys. zł za tak naprawdę brak trzech dokumentów – wskazuje specjalista.
Sygnalista to nie donosiciel

AML to szereg przepisów, które mają uniemożliwić legalizację pieniędzy z przestępstw – popularnie zwaną praniem. Zakładają zwiększenie jawności źródeł pochodzenia środków finansowych na rynku. Do wdrożenia określonych procedur oprócz dużych firm finansowych są zobowiązani m.in. notariusze, handlarze sztuką, właściciele komisów samochodowych czy biura rachunkowe, z których wiele też nie wie o tym obowiązku.
– Z moich obserwacji wynika, że biura księgowe dzielą się na te, które już odwiedziła policja, te, które właśnie odwiedza, i te, które mogą się takiej wizyty spodziewać niebawem. W policyjnym pionie przestępczości ekonomicznej pierwsze kroki kieruje się właśnie do księgowego, bo tam są dokumenty. Tymczasem wiele biur nie wie, że musi co dwa lata dokonywać identyfikacji i oceny ryzyka prania pieniędzy czy mieć procedury dotyczące sygnalistów – osób, które poinformują właściciela, że doszło do złamania procedury AML. W Polsce w imię czegoś, co nazywam źle pojętą lojalnością, takie osoby są uznawane za donosicieli. Jeżeli jednak biuro dostanie 50 tys. zł kary, może przestać istnieć i lojalny kolega również straci pracę – mówi Filip Stratyński.
Gdy zaczynają się kłopoty, fachowiec przygotowuje przedsiębiorcę również do udziału w czynnościach procesowych.
– Przestępca zwykle świetnie sobie radzi, jednak osoba uczciwa, zdenerwowana, może powiedzieć coś nie tak, użyć niewłaściwego słownictwa i ściągnąć na siebie kłopoty podczas składania zeznań. Przygotowanie, oswojenie z przepisami zmniejszają stres i ryzyko takiej sytuacji – wskazuje szkoleniowiec.
Równowaga

Przyznaje, że w życiu zawodowym jest fanem konsekwentnego budowania nawyków, które pomagają w osiąganiu celów.
– Na przykład sport uczy planowania i dyscypliny. 11 lat temu zacząłem biegać, w 2013 r. przebiegłem swój pierwszy maraton i… zacząłem marzyć o triatlonie. Dwa lata temu wziąłem udział w zawodach pucharu świata w podwójnym Ironmanie w Alzacji: 7,6 km pływania, 360 km jazdy rowerem i 84 km biegu. Mając 46 lat, byłem w najlepszej formie życiowej – to dowód, że zawsze można zacząć robić coś nowego i odnieść w tym sukces, jeśli zachowa się gotowość ciągłego uczenia się – puentuje Filip Stratyński.
Jako wolontariusz od sześciu lat wspiera Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, biorąc udział w wydarzeniu (Z)Piechotą po schodach, organizowanym przez Jarosława Piechotę, łódzkiego towerrunnera, który w czasie finału WOŚP przez 10 godzin wbiega po schodach na 13 piętro biurowca w centrum Łodzi, zbierając datki Orkiestrę.
– Moja rola polega na żywieniu i utrzymaniu Jarka w dobrej kondycji psychicznej i fizycznej. Wraz z fizjoterapeutką Pauliną Ograbek organizujemy przestrzeń, przerwy i masaże, by mógł utrzymać tempo, świeżość i przede wszystkim sprawność w trakcie wydarzenia i, co ważne, po jego zakończeniu. Jarek na górę biegnie po schodach, ale zjeżdża windą. Przed imprezą sprawdzam, która winda jeździ najszybciej, organizuję w niej tymczasowy bufet. Przez 30-40 sekund – tyle czasu trwa jazda – Jarek dostaje jedzenie, ma robiony masaż mięśni, a czasami szybką sesję motywacyjną. Tak naprawdę razem z Pauliną reagujemy na bieżące potrzeby Jarka i okoliczności, które się pojawiają. Po sześciu latach jesteśmy bardzo zgranym zespołem – kończy Filip Stratyński.