Analitycy polityczni mówią, że PiS nie odda władzy, bo za bardzo ją polubiło, ale ja patrzę na sytuację przez pryzmat gospodarki. Budżet na przyszły rok będzie bardzo napięty (nie ma znaczenia, ze teraz mamy nadwyżkę), a planowane na 2009 rok obniżenie progów podatkowych dodatkowo mu zaszkodzi, gospodarka dostaje zadyszki (niewielkiej, ale wystarczającej, żeby zmniejszyć wpływy do budżetu), problemy ze służbą zdrowia są nierozwiązane i będzie bardzo trudno je rozwiązać, przygotowania do EURO 2012 są w lesie i (pisałem o tym w komentarzach na ten temat) z całą pewnością doprowadzą do znacznych wydatków z budżetu. Kto by nie chciał być w tej sytuacji w opozycji? Przecież o wiele łatwiej się krytykuje niż rządzi, a jeśli następcom powinie się noga to można powrócić w glorii na wiele lat...
Na pociechę - zapowiedź wcześniejszych wyborów nie będzie miała wpływu na zachowanie rynku walutowego i GPW. Od dawna powtarzam i będę powtarzał, że polityka nie ma obecnie żadnego znaczenia, bo po ewentualnych, wcześniejszych wyborach z cała pewnością nie powstałby układ rządzący mniej przyjazny dla rynków od obecnego. Wypada tutaj zacytować opinię Merrill Lynch (co prawda ich prognozy polityczne są nieco naiwne): "Żaden polityczny scenariusz analizowany przez rynki nie zakłada pogorszenia sytuacji w porównaniu z obecnym status quo".
Jeśli już wróciliśmy do rynków to wspomnę o tym, że na giełdach globalnych, a szczególnie w USA, dzieją się ciekawe rzecz. O tym, że mogą się takie reakcja pojawić pisałem już wielokrotnie na stronach Xelion i Stooq.pl, a w tym blogu cały wpis poświęciłem funduszom hedżingowym („Fundusze hedżingowe tykającą bombą zegarową?"), więc nie bardzo chce mi się na ten temat znowu pisać, ale parę słów warto jednak spłodzić. Co prawda teraz w centrum uwagi jest rynek kredytów hipotecznych w USA, a właściwie produktów opartych na tych kredytach, ale oba tematy (kredyty i fundusze hedżingowe) mają ze sobą wiele wspólnego. Fundusze ostro kupowały tego typu produkty i co chwila dochodzą pogłoski o tym, że kolejne mogą mieć duże problemy (z bankructwem włącznie). Mówi się, że na razie widać tylko wierzchołek góry lodowej. Jeśli rzeczywiście tak jest to czeka nas jeszcze w tym roku przykra niespodzianka.
Dzisiaj przeczytałem polecony mi przez jednego z Internautów artykuł w z „Newsweeka" (http://www.msnbc.msn.com/id/19650867/site/newsweek/page/0/) , w którym Barton Biggs, znany amerykański analityk zwraca uwagę na niepokojące podobieństwo tego, co działo się w latach 1986/87 z obecną sytuacją. Rolę szalejącego wtedy rynku japońskiego, gdzie wszyscy kupowali akcje i nieruchomości (doprowadzając do kompletnie irracjonalnych cen) wzięły na siebie Chiny, a problemy rynku długu są z pewnością obecnie większe niż były wtedy. Pogarsza tę sytuację gwałtowny rozwój w ciągu tych 20 lat rynku instrumentów pochodnych i funduszy hedżingowych. Biggs przypomina, że wtedy, tak jak i teraz, przez dłuższy czas każdy spadek indeksów, nawet duży, kończył się jeszcze większym wzrostem, co doprowadziło do całkowitego lekceważenia ryzyka. Jak się to skończyło? Profesjonaliści wiedzą, ale przypomnę, że przez trzy dni indeks DJIA spadał po kilka procent dziennie, a w poniedziałek 19 października 1987 spadł o 22,6 proc. Indeks powrócił do poziomu sprzed spadków dopiero dwa lata później, ale na stałe dopiero po następnych dwóch latach. Można sobie tylko wyobrazić, co by się działo na rynkach światowych, gdyby to się teraz powtórzyło.
Biggs podkreśla, że historia na rynkach finansowych nie musi się powtarzać, ale widzi potrzebę podzielenia się swoimi obserwacjami, więc i ja w tym duchu o tym piszę. Nie wierzę, żeby doszło do jednodniowego krachu, bo zbyt wiele jest wbudowanych zabezpieczeń, które powinny to uniemożliwić, ale wejście rynku w spiralę spadków jest całkowicie prawdopodobne. Wystarczy, żeby indeksy przez kilka sesji spadały i systemy automatycznego inwestowania w funduszach (szczególnie hedżingowych) wygenerują sygnały sprzedaży, które bez względu na to, czy akcje są tanie czy drogie każą sprzedawać, co doprowadzi do powstania sprzężenia zwrotnego i znacznie pogorszy sytuację. Kiedy coś takiego się stanie tego oczywiście nikt nie wie, ale nie zaszkodzi postraszyć się trochę w sezonie ogórkowym.