W górę aż 220 metrów z betonu, szkła i stali, i to w centrum miasta — takie zestawienie żadnego warszawiaka nie powinno pozosta- wiać obojętnym. Moje dzieci, patrząc z oddali na smukłą sylwetkę wieżowca Warsaw Spire, zwieńczoną dwiema 40-metrowymi iglicami, z miejsca ochrzciły go „Karaluchem”, powołując się na bliźniacze podobieństwo do profilu insekta Joey’ego z kreskówki „Oggy i karaluchy”.
W środku — mucha nie siada, choć wciąż jeszcze trwa rozruch pachnącego nowością drapacza chmur. Tu nie mogło zabraknąć ciekawskich oczu „PB Weekendu”, chcącego się rozejrzeć po okolicy z perspektywy 30. piętra. Najlepszym adresem jest zatem firma, która wedle wszelkich prawideł powinna być wzorem i wyznacznikiem trendów na rynku przestrzeni biurowych. JLL to światowy lider w dziedzinie nieruchomości komercyjnych, który właśnie w Warsaw Spire szykuje swoje największe biuro w Europie.
— Docelowo będzie to dziewięć pięter i ponad 13 tys. mkw. powierzchni dla 1 tys. osób — tłumaczy Anna Bartoszewicz-Wnuk, dyrektor działu badań i doradztwa JLL.
Szef z szafki
Nowatorsko już jest na starcie — gospodarz, Tomasz Trzósło, dyrektor zarządzający JLL, nie ma swojego gabinetu, więcej — nie ma nawet przydzielonego... biurka.
— Przenosiny do Warsaw Spire oznaczały dla mnie rezygnację z własnego gabinetu. Coś za coś, mamy teraz dziesiątki salek do rozmów. Biurka zaś wybiera się każdego dnia rano, wyciągając swoje rzeczy z ponumerowa- nych szafek. Świadomie zgodziłem się na taki scenariusz i spacyfikowałem swoje ego. Mój plan zakłada bowiem, że będę spędzał czas z kolejnymi działami firmy, żeby być bliżej biznesu — podkreśla Tomasz Trzósło.
Reprezentacyjne piętro 30., gdzie przyjmo - wani są goście, robi niemałe wrażenie. Już na recepcji czuć zapowiedź śmiałego zestawienia najnowocześniejszego wzornictwa, techno - logii i materiałów z tradycyjnymi polskimi motywami. Tego chcieli pracownicy, pytani zawczasu o pomysły na biurową przestrzeń. Zatem wejściowy hall to artystyczne lampy, fotele, tablety do rezerwacji poszczególnych salek, ale też recepcja z potężnych bali okraszonych motywem koronki, przywołująca zakopiańskie skojarzenia. Zresztą na ścianach obok przebijają tapety z pejzażami polskich gór, a nazwy salek mówią same za siebie: Rysy, Giewont…
Mech na piasku
Tatry nie wyczerpały kreatywności projektantów. W kolejnych salach konferencyjnych znajdziemy m.in. podświetlaną przestrzeń jako żywo płonącą bursztynem (towarzyszą jej obłędne klosze lamp z designerskiego londyńskiego butiku), stół z blatem, w którego szkło zatopiono potężne, dębowe, podniszczone dechy podsypane piaskiem z nadbałtyckiej plaży i mroczną, ale klimatyczną salę Węgiel, której matowa czerń kontrastuje z zimną bielą sali Sól. Fanów ma też przestrzeń do spotkań, w której całą ścianę wyłożono naturalnym, nieźle prosperującym w biurowcu mchem.
— W poprzednich biurach brakowało nam miejsc, w których moglibyśmy się spotykać w dużych i mniejszych grupach. Tu możemy organizować spotkania nawet na ponad 100 osób — zaznacza Tomasz Trzósło.
Zapytany o ulubione miejsce, przyznaje, że na jedno nie może się zdecydować. Wymienia dwa.
Cisza u noblistki
Faworyci gospodarza ukryci są na niższych piętrach siedziby JLL. Pierwszy to jedna z czytelni — czyli stref bezwzględnej ciszy i relaksu — z Marią Curie-Skłodowską jako motywem przewodnim (fototapety, kolaże, chemiczne wzory). Drugi typ to ulubieniec wielu, czyli wewnętrzna klubokafejka inSpire. — Tu możemy prowadzić bardziej nieformalne, wewnętrzne rozmowy — mówi Tomasz Trzósło i pokazuje Owcę, Krowę i Bociana — przestronne, jasne i dopieszczone w szczegółach kuchnie, upiększone między innymi meblami Pagedu, projektu studio Tomasza Rygalika. Przestrzenie do pracy też zadziwiają przestronnością. Zdroworozsądkowa intensywność rozstawienia biurek na niedużych open space’ach podzielonych ściankami wyściełanymi filcem jest godna uwagi i niespotykana w polskich drapaczach chmur. Fachowcy z JLL pocieszają, że ich biuro pokazuje, jak siedziby innych firm będą wyglądały za kilka sezonów. Trzymamy kciuki i czekamy. &
Tkanie powidoków
Motyw misternej koronki przewija się przez wszystkie piętra siedziby JLL. Co rusz gdzieś pojawia się kawałek tapety, lampy, wykładziny lub dekoracji, nawiązującej do ludowego rękodzieła, z którego słyną Koniaków, Bobowa czy Wach na Kurpiach. Sędziwe koronczarki dodadzą, że swego czasu podziwiane na całym świecie wyroby wyjeżdżały także z Wenecji, Paryża i Brukseli. Dziś, w czasach wszystkoumiejących maszyn, koronka okazuje się inspirującym designerskim powidokiem z czasów naszych babć, zyskującym drugie życie w hallu szklanego wieżowca.