Otwarcie Muzeum Katyńskiego było kolejną okazją do stanięcia przez chwilę obok siebie nierozmawiających władców III RP, prezydenta Andrzeja Dudy i premier Ewy Kopacz. Klikając jednocześnie nożyczkami, wycięli z biało-czerwonej wstęgi łączący ich pasek, który pani premier… rozcięła na pół i każde zachowało pamiątkową wstążkę. Ten spontaniczny podział miał niezwykłą wręcz symbolikę.

Po środowym starciu w Sejmie wydawało się, że w sprawie imigrantów politycy wszystko już powiedzieli. Kreatywność wyborcza nie ma jednak granic. Oto sztab PiS postawił tezę, że kapitulancka Ewa Kopacz zdradza interesy Polski na rzecz walki o… reelekcję Donalda Tuska jako przewodniczącego Rady Europejskiej (RE).
To kompletna bzdura z powodów terminowych. Jego kadencja trwa od 1 grudnia 2014 r. nie 5 lat, lecz połowę, z opcją przedłużenia na kolejne 2,5 roku. Herman van Rompuy uzyskał taką promocję z automatu. Losy Donalda Tuska rozstrzygną się na odległym szczycie RE w marcu 2017 r. Współdecydentem w imieniu Polski będzie nowy premier (Beata Szydło?) lub prezydent Andrzej Duda.
Na razie przewodniczący RE w sprawie fali imigrantów zwołał nadzwyczajny szczyt na 23 września. Dzień wcześniej ministrowie spraw wewnętrznych podejmą kolejną próbę porozumienia w sprawie podziału 120 tys. uchodźców. Jak nigdy w swojej historii Grupa Wyszehradzka mówi jednym głosem, że zgodzi się tylko na dobrowolność, a nie na kwoty narzucone.
Z góry wiadomo, że problem stanie na szczycie szefów państw i rządów, co jeszcze zmniejszy szanse porozumienia, albowiem w RE obowiązuje jednomyślność, a nie większość kwalifikowana. Szczyt będzie egzaminem zdolności mediacyjnych Donalda Tuska, znacznie poważniejszym niż ratowanie finansów Grecji.