
Parlament nie wsłuchał się w inicjatywę Klubu Jagiellońskiego, który zaproponował nadanie ustawie tytułu „o przedwyborczym świadczeniu kiełbasianym”, ponieważ tylko taki zdefiniowałby uczciwie i zwięźle ratio legis owego aktu. Przecież najważniejszym wątkiem uzasadnienia rządowego projektu z 26 marca 2019 r. było powołanie się na konwentykiel PiS z 23 lutego, na którym Jarosław Kaczyński ogłosił rozdanie emerytom i rencistom prezentu tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego (PE). To kolejne potwierdzenie ewolucji ustroju III Rzeczypospolitej w epoce tzw. dobrej zmiany — rozkaz prezesa niezwłocznie przetwarzany jest na pozycję w Dzienniku Ustaw. Wypada jednak odnotować, że zdumiewająca ustawa przeforsowana została w okolicznościach także nietypowych — opozycja najpierw ją werbalnie zniszczyła, a następnie… potulnie poparła. Emerytalna trzynastka w Sejmie przeszła 4 kwietnia stosunkiem głosów 396:3, przy 19 posłach wstrzymujących się i 42 nieobecnych. Senat zatwierdził ją 12 kwietnia bez poprawek głosami 81:1, przy 2 senatorach wstrzymujących się i 15 nieobecnych.
Przyłączenie się opozycji do produkcji kiełbasy miało przyczynę także wyborczą. Odebranie przez ponad 9,8 mln potencjalnych wyborców po 888,25 zł (tyle zostaje na rękę z kwoty brutto 1100 zł) to przecież bardzo konkretny argument za zagłosowaniem 26 maja na darczyńcę. Przypomniane powyżej wyniki z Sejmu i Senatu nieco ten horyzont zamgliły, ponieważ wszystkie rywalizujące o mandaty do PE partie sejmowe (poza wstrzymującą się Nowoczesną, schowaną na listach Koalicji Europejskiej pod literką .N) będą mogły zgodnie z prawdą pochwalić się „to wspólna kiełbasa wielosmakowa”. Zasilany miliardami z budżetu rządowy aparat propagandowy zrobi wszystko, by elektorat jednak nie zapomniał, że produkcję uruchomił prezes. Swoją drogą — dysponując większością bezwzględną w obu izbach parlamentu oraz wykonującym usługi podpisowe (z bardzo nielicznymi wyjątkami) prezydentem, PiS w małym stopniu wykorzystuje pomysły opozycyjne. Przecież niektóre są bardzo dobre, wystarczy je trochę przetrzymać, a później propagandowo nagłośnić i forsować jako swoje…
Efekt sypnięcia po 888,25 zł do kieszeni 9,8 mln potencjalnych wyborców na razie nie jest znany. Pierwszym sygnałem może być wzrost frekwencji. Od akcesji Polski i innych państw regionu do Unii Europejskiej wybory do PE nie cieszą się u nas zainteresowaniem. Frekwencja w Polsce jest radykalnie niższa w porównaniu ze wszystkimi wyborami krajowymi. Wystarczy przypomnieć procentowy udział elektoratu w trzech głosowaniach europejskich: 2004 — 20,87, 2009 — 24,53, 2014 — 23,83. W tym roku ogólne zainteresowanie społeczne PE jest wyraźnie większe, dlatego można spodziewać się przekroczenia 30 proc. Nie da się jednak zmierzyć, w jakim stopniu na poprawę frekwencji wpłynie gigantyczny wydatek budżetowy — kiełbasa kosztuje prawie 11 mld zł. Jeszcze większą niewiadomą jest przekładanie się jednorazowego zastrzyku pieniężnego na stawianie przez emerytów i rencistów 26 maja krzyżyków na kartach do głosowania na pewno przy liście PiS…