Tych, co żyją w przeświadczeniu, że w Berlinie tylko piwo i golonki, musimy rozczarować. Działa tam wiele restauracji o bardzo wyszukanych smakach. Nam zamarzyło się akurat coś włoskiego. Wpadliśmy do Via Condotti — niedaleko Kudamu. Gdy zapytaliśmy, co mogłoby nas u nich smakowo zbić z nóg, bez zastanowienia wyrecytowano: Tagliolini al tartufo nero (można poprosić obsługę o przetłumaczenie na niemiecki). Skinęliśmy głowami na znak zgody. Wtedy dopiero zaczął się prawdziwy cyrk. Nagle pojawił się przy nas podręczny stolik z olbrzymim okrągłym serem z lekka wydrążonym w środku. Do tego wydrążenia, na naszych oczach, wlano jakiś aromatyczny trunek (rum?), po czym całe to towarzystwo bezceremonialnie podpalono. Kiedy ser zaczął się delikatnie topić, przyniesiono gorące kluchy. Jednak tagliolini na talerzu od razu nie wylądowały. Wcześniej musiały się obowiązkowo wytarzać w czekającym na nie rozgrzanym serku. Wtedy dopiero uformowano z nich piramidkę (21,5 euro), na którą w chwilę potem spadły cieniutkie płatki czarnych trufli. Nad talerzem rozszalały się aromaty. Na podniebieniu także.
Zaproponowano czerwone wino — sycylijczyka Santagostino, 2004, Baglio Soria, Firriato (31 euro). Demonstracyjnie okazywał obojętność wobec naszej piramidki. I całe szczęście. Ona była prawdziwą królową wieczoru.
Tagliolini al tartufo nero i wino Santagostino, 2004, Baglio Soria, Firriato
Via Condotti
Berlin, Fasanenstr. 73