Kokieteryjna dorada

Stanisław Majcherczyk
opublikowano: 2010-02-26 00:00

Hotelowe restauracje odwiedzamy z rzadka. Wcale nie przez uprzedzenia. Często należą do najlepszych — nowy szef kuchni restauracji Meza w warszawskim Hiltonie ma za sobą staż w berlińskiej restauracji obdarzonej gwiazdką Michelina.

Długo się zastanawialiśmy, którą ze smakowicie nazwanych przystawek zamówić na początek.

Zachęcająco wyglądały krewetki królewskie z szynką parmeńską i humusem, ale ostatecznie wybór padł na carpaccio w objęciach foie gras. Drżeliśmy niespokojnie, pełni oczekiwań. Niepotrzebnie. Na talerzu carpaccio prezentowało się spektakularnie. Szybko spróbowaliśmy, czy jest równie wyjątkowe na podniebieniu. Było.

Carpaccio z argentyńskiej polędwicy, odpowiednio skruszonej, oczarowało nas miękkością i dojrzałością smaku. Niewątpliwie duży udział w zharmonizowaniu całości miała oliwa z oliwek i orzeszki pinii. Gdy dumaliśmy nad kartą win, jak dobry duszek pojawiła się Sylwia Korczak — sommelier restauracji. Zaproponowała dwa wina do wyboru — Sauvignon Blanc

i niemiecki Saar Riesling,

2007, Van Volxem (170 zł). Zdecydowaliśmy się na Riesling — świetne trafienie! Także dlatego, że w kieliszku był poprawnie schłodzony. Zupa z białej fasoli — z filuternym szaszłyczkiem z grillowanego kurczaka — zawładnęła nami swą

kremowością i delikatnymi, ostrymi ząbkami. Riesling aż szalał, by mieć z nią okoliczność. O dziwo, było dobrze, chociaż zupy w stosunku do win są wyjątkowo wybredne i wredne. Na główne danie zapowiedziano doradę. Specjalnie do Mezy przybyła z Francji. Na spotkanie z nami była przyjemnie przygotowana. W kuchennej szatni zrzuciła ości i kokieteryjnie rozłożyła się na ziemniaczanym musie pokropionym perfumami

z sardynek i z duetem papryki z cukinią w tle. Pierwszy kęs i werdykt był jeden: wysublimowana smakowo rybka.

Na spotkanie z primadonną stawiły się dwa wina: Chablis i dyżurujący

od początku wieczoru

Riesling. Ku naszemu zdziwieniu

dorada wyraźnie kokietowała obydwa. Nie mieliśmy serca jej odmówić, spróbowaliśmy i jedno, i drugie. Chablis profesjonalnie i szybko okiełznało rybę. Także prawie wszystkich jej talerzowych kompanów. Potknęło się w ostatniej chwili na ziemniaczanym musie. Nie wiadomo skąd syknęła w ustach delikatna kwasowość. Za to Riesling był zdecydowanym królem wieczoru. Zrobiło się nam bardzo dobrze. Tak dobrze, że poprosiliśmy nawet o chwilę przerwy. Chcieliśmy ochłonąć przed zapowiadanym finałem — słynnym ciastkiem Meza wypełnionym płynną czekoladą. Było naprawdę znakomite.

Tylko po to, by skosztować tego deseru, warto wpaść do Hiltona.

Mieliśmy wrażenie, że w ciastku Meza zderzają się dwa światy: miękkość wnętrza i nieco twardszy

pancerzyk na obrzeżach. Pani Sylwia Korczak zaproponowała do towarzystwa kieliszek porto. Posłusznie zamówiliśmy. Nalano młode, czerwone Ruby Porto Offley (29 zł kieliszek).

Nie krępując się innymi

gośćmi restauracji, ciastko i porto padli sobie w objęcia. I tak trwali i trwali, i trwali...

Saar Riesling, 2007,

Van Volxem okazał się doskonałym wyborem

nie tylko do carpaccio,

ale nawet do zupy fasolowej.

Restauracja Meza ulokowała się

w pierwszym w Polsce hotelu sieci Hilton, wzniesionym w sercu dynamicznie się rozwijającej biznesowej części stolicy.