PAP: Ostatni weekend przyniósł serię kolejnych ataków na siły koalicji, dyplomatów zagranicznych i miejscową ludność cywilną, wieńczących najkrwawszy miesiąc w Iraku od czasu oficjalnego zakończenia głównych działań wojennych w tym kraju. Zamachy, w których zginęło 14 cudzoziemców, miały najwyraźniej wpłynąć na morale koalicji. Z zainteresowanych stolic nadeszły jednak nowe deklaracje, wyrażające zdecydowaną wolę kontynuowania misji w Iraku.
Do najkrwawszego ataku doszło w sobotę wieczorem. Siedmiu agentów wywiadu hiszpańskiego (CNI) zginęło w zasadzce na ruchliwej szosie, 30 km na południe od Bagdadu. Jeden agent został lekko ranny. Napastnicy zaatakowali ogniem z ręcznych granatników przeciwpancernych RPG i automatów Kałasznikowa. Dwa samochody, w których jechali agenci CNI, spłonęły.
Korespondent dziennika "Washington Post", który znalazł się na miejscu kilkadziesiąt minut po ataku, relacjonował "sceny mrożące krew w żyłach: nad zwłokami leżącymi na skraju drogi znęcali się jacyś ludzie, wydając okrzyki radości". Zasadzka była dobrze przygotowana, napastnicy oczekiwali po obu stronach drogi, a wymiana ognia (z hiszpańskimi agentami) trwała, według świadków, 40 minut.
W sobotę po południu dwóch japońskich dyplomatów zginęło w pułapce w pobliżu Tikritu, rodzinnego miasta Saddama Husajna. Zastrzelono ich w chwili, gdy zatrzymali się przy straganie z jedzeniem i napojami. Dyplomaci jechali do Tikritu na konferencję w sprawie odbudowy Iraku. W Japonii od kilku miesięcy trwa debata, czy kraj powinien wysłać swe wojska do Iraku. Zdaniem agencji Reutera, śmierć Japończyków na pewno skomplikuje te rozważania.
W sobotę w zasadzce niedaleko miejscowości Balad, 60 km na północ od Bagdadu, został zabity Kolumbijczyk pracujący dla wojsk koalicyjnych w Iraku. Dwóch jego kolegów zostało rannych. Wszyscy Kolumbijczycy to cywile.
Bojownicy iraccy zaatakowali w sobotę amerykański konwój w zachodnim Iraku, w pobliżu granicy z Syrią, zabijając dwóch żołnierzy i raniąc jednego. Starcie to podwyższyło do 79 liczbę żołnierzy amerykańskich, którzy zginęli z rąk Irakijczyków w listopadzie. W niedzielę na południe od miasta Tikrit zostali zabici dwaj jadący samochodem Południowi Koreańczycy. Dwóch innych Koreańczyków zostało rannych. Ofiary ataku to południowokoreańscy pracownicy kontraktowi - elektrycy pracujący dla amerykańskiej firmy biorącej udział w odbudowie Iraku.
Z Bagdadu do Seulu wróciła właśnie misja rozpoznawcza wojsk Korei Południowej, która, jak się przypuszcza, zasugeruje władzom wysłanie żołnierzy do pomocy w odbudowie Iraku. Korea Południowa już w maju wysłała do Iraku 675 żołnierzy: lekarzy i przedstawicieli wojsk inżynieryjnych. W listopadzie rzecznik prezydenta Ro Mu Hiuna zapowiedział, że Seul zamierza wysłać do Iraku nie więcej niż 3 tysiące żołnierzy. USA chcą, by liczba ta nie była niższa niż 5 tys. ludzi, a także, by Koreańczycy pełnili misję bojową. Tymczasem Seul chce ograniczyć misję swych żołnierzy do działań niebojowych.
Hiszpania będzie kontynuować swą misję w Iraku mimo wczorajszej śmierci siedmiu swoich agentów wywiadu pod Bagdadem - zapewnił w niedzielę hiszpański premier Jose Maria Aznar. "Jesteśmy tam, gdzie powinniśmy być i nie pozostawimy ofiar terroryzmu tu i tam ich własnemu losowi. Wycofanie się byłoby najgorszą z wszystkich dróg" - powiedział.
Japonia nie ustąpi przed terroryzmem - powiedział w niedzielę premier Japonii Junichiro Koizumi. "Japonia ma obowiązek nieść pomoc humanitarną w Iraku przy odbudowie kraju. Nie zamierzamy zmieniać naszej polityki nieulegania terroryzmowi" - podkreślił Koizumi na konferencji prasowej.
Według sobotniego "New York Timesa", po zamachach terrorystycznych na siedzibę misji ONZ w Bagdadzie i hotele, w których kwaterują Amerykanie, wywiad wojskowy USA doszedł do wniosku, że iracki ruch oporu stosuje proste, ale skuteczne metody wywiadowcze: śledzi ruchy kluczowych osobistości wojskowych i cywilnych.
Jordania rozpocznie w poniedziałek dwuletni program szkolenia 32 tys. policjantów irackich. Program jest częścią wysiłków Jordanii na rzecz pomocy Stanom Zjednoczonym w przywracaniu bezpieczeństwa i stabilności w powojennym Iraku.
Lokalni szejkowie, gubernator prowincji i polscy żołnierze stacjonujący w Karbali spotkali się w niedzielę na wspólnym lunchu, na który zaprosił wszystkich, z okazji zakończenia muzułmańskiego miesiąca postu, ramadanu, dowódca polskiej brygady stacjonującej w Karbali (środkowy Irak) generał Marek Ojrzanowski. Gubernator Karbali, Akram al-Yasiri, podziękował polskim żołnierzom za pomoc, jakiej udzielają mieszkańcom - m.in. medyczną i przy remontach szkół. Przeprosił też za ataki na hiszpańskich oficerów wywiadu i japońskich dyplomatów, do których doszło w sobotę.