Koniec ogłaszania drogowych przetargów

Katarzyna Kapczyńska
opublikowano: 2011-11-28 00:00

2,1 mld zł — to wartość przetargów drogowych na 2012 r. W 2009 r., rekordowym pod tym względem, wyniosła 30,64 mld zł.

Nie ma nowych przetargów na drogi — alarmuje Dariusz Blocher, prezes Budimeksu. Nie ma nawet zamówień na przygotowanie i projektowanie inwestycji drogowych, więc wkrótce, jeśli uda się wynegocjować unijne dotacje, i tak nie będzie czego budować — wtórują menedżerowie innych firm.

— Chcielibyśmy wiedzieć, jakiej wartości przetargi na drogi będą ogłaszane w najbliższych latach — to pytanie jak mantrę powtarza Dariusz Blocher. „Puls Biznesu” postanowił je zadać Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA). Szef Budimeksu szacował niedawno, że będzie to 5 mld zł. Okazało się, że był niepoprawnym optymistą.

— W 2012 oraz jeszcze w końcówce 2011 r. planowane jest ogłoszenie przetargów o wartości 2,1 mld zł — informuje Urszula Nelken, rzecznik GDDKiA.

W 2008 r., kiedy tempa nabierać zaczęła realizacja inwestycji drogowych na EURO 2012, wartość przetargów sięgała 22,7 mld zł, a w rekordowym, 2009 r., 30,64 mld zł. Fatalny był natomiast już rok bieżący, w którym wartość przetargów wyniosła 2,5 mld zł, w tym 1,7 mld zł to zamówienia z wolnej ręki, które dyrekcja dała dla firm kończącychbudowę dwóch odcinków autostrady Łódź — Warszawa, z której uciekli Chińczycy.

Będą bankructwa

Przedstawiciele branży drogowej nie spodziewali się, że 2012 r. może być gorszy od obecnego.

— Wartość planowanych przetargów jest bardzo niska. Dziś kontrakty drogowe stanowią 60 proc. naszego portfela, ale w 2013 i 2014 r. chyba nic z zamówień drogowych mieć nie będziemy. Wchodzimy na rynek kolejowy, wkrótce będziemy widoczni w energetyce, więc poradzimy sobie na rynku, ale spadek drogowych zamówień to bardzo zła informacja — ocenia Dariusz Blocher.

Jego zdaniem, efektem będzie bankructwo firm projektowych, inżynieryjnych oraz mniejszych firm budowlanych. Więksi gracze przetrwają, ale nie unikną zwolnień.

Firmy teczki

— Teraz walka o kontrakty z dróg przeniesie się na przykład na tory — uważa Dariusz Słotwiński, dyrektor rozwoju Strabaga i szef Polskiego Stowarzyszenia Wykonawców Nawierzchni Asfaltowych.

Jeszcze niedawno Zbigniew Szafrański, prezes PKP Polskich Linii Kolejowych, mówił o tym, że potencjał firm kolejowych pozwala rocznie wykonywać inwestycje za nie więcej niż 6-7 mld zł. Tymczasem dziś coraz więcej firm deklaruje wejście na rynek budownictwa kolejowego.

— Oby nie były to firmy teczki, które w Polsce nie mają ani maszyn, ani pracowników. Konieczne są szybkie uregulowania prawne, by firmy drogowe, niemające doświadczenia w innych dziedzinach budownictwa, nie mogły na nie wkroczyć — podkreśla Dariusz Słotwiński.