KONSERWATORZY CHCĄ KONCESJI

Grzegorz Zięba
opublikowano: 1998-12-03 00:00

KONSERWATORZY CHCĄ KONCESJI

Firmom zajmującym się restauracją zabytków brakuje menedżerów

Rynek usług konserwatorskich stoi w cieniu dawnych Pracowni Konserwacji Zabytków (PKZ-ów). Liczą się głównie ludzie i spółki wywodzące się z tego dawnego molocha. Jednak bycie dobrym konserwatorem to za mało: firmom brakuje prawdziwych menedżerów.

Na początku lat dziewięćdziesiątych, na bazie PP PKZ powstały 34 spółki prawa handlowego. Tworzyli je pracownicy przejmując część udziałów firmy. Majątek nie był zadłużony, dlatego warunki uwłaszczenia były wyjątkowo korzystne. Mimo to niewiele z tych spółek przetrwało.

— Rozbicie PKZ-ów było błędem. Tak duże przedsiębiorstwo powinno przetrwać. Wielkie firmy, jak Elektrim czy Exbud, zachowały dawną strukturę. Teraz świetnie prosperują na rynku — twierdzi Marzena Misior, dyrektor PKZ.

PKZ-y były firmą równie ogromną jak scentralizowaną. Zatrudniały około 10 tys. pracowników. Biurokratyczna czapa centrali wydawała się główną przeszkodą w rozwoju firmy. Brakowało „partnerskiego kontaktu” między Warszawą a terenem. Uznano, że panaceum na tę bolączkę będzie utworzenie owych 34 spółek.

— Ludzie nie mieli pojęcia o zarządzaniu. Interes firmy przegrywał z interesem pracowników. Wiele spółek również wykazało wielki talent do zawłaszczania majątku. Przedsiębiorstwo raz za razem nękały głośne afery, związane z wyprowadzaniem intratnych zleceń do prywatnych spółek. Firma upadała i trzeba było się zdecydować na postępowanie naprawcze — mówi Krzysztof Janiszowski, dyrektor naczelny PKZ, a dawniej jego zarządca komisaryczny.

W szranki z „krzakami”

PKZ-y odzyskały równowagę ekonomiczną i zaczęły przynosić zyski. Wyklarowała się sytuacja prawna, zwiększono samodzielność oddziałów, wystartowano z akcją promocyjną. Przedsiębiorstwo jest przygotowywane do prywatyzacji.

— Trudno wygrać z firmami typu „krzak”, które proponują usługi pseudokonserwatorskie za niewielkie sumy. Praca konserwatora powinna być traktowana jak praca architekta. Musi wymagać specjalnych uprawnień. Koncesje są konieczne. Zbyt wiele zabytków zostało zniszczonych przez chęć zaoszczędzenia pieniędzy. — twierdzi Krzysztof Janiszowski.

Podobną opinię wyraża Przemysław Woźniakowski, dyrektor Pracowni Konserwacji Zabytków Zamek. Jest to jedna z niewielu, wyrosłych z PKZ i radzących sobie spółek.

— Usługi konserwatorskie są bardzo drogie. Wymagają wielu prac, które wydają się inwestorowi nieistotne. Cena renowacji budynku jest średnio dwa razy większa od ceny postawienia go na nowo. Zleceniodawca kieruje się najczęściej tylko ceną, nie wnikając w kwalifikacje wykonawcy. Musimy wprowadzić nadzór tych usług. Taka jest norma w krajach zachodnich — twierdzi Przemysław Woźniakowski.

Grupa na zawołanie

Poważnym problemem firm konserwatorskich jest brak menedżerów. Bycie dobrym fachowcem już nie wystarcza. Trzeba umieć organizować pracę przedsiębiorstwa i aktywnie pozyskiwać klientów. Na rynek konserwatorski weszło kilka wielkich podmiotów gospodarczych. Spełniają one rolę developerów: firmy konserwatorskie stają się podwykonawcami. Według Przemysława Woźniakowskiego, nie powstała firma holdingowa, która mogłaby podjąć samodzielne i kompleksowe działania. W wypadku bardzo dużych zamówień, po prostu skrzykuje się grupa fachowców.

— Pokutuje pogląd, że należy robić rzeczy bezpośrednio u specjalistów. Prawa rynku są jednak ostre. Utrzymają się tylko najmocniejsi. Firmy mniejsze zostaną wchłonięte — uważa Przemysław Woźniakowski.

— Tradycyjne warsztaty padają. Niszczą je duże koszty czynszu i nieregularne zamówienia.

Żeby konkurować trzeba nowoczesnych, wydajnych technologii i narzędzi. A to kosztuje — mówi Stan Stanowski, właściciel galerii mebli antycznych Stara Praga.

O pozyskaniu zagranicznych zleceń marzą wszystkie duże firmy konserwatorskie. Rynek w Polsce jest bardzo ograniczony z powodu niewielkich środków. Do pozyskania są jednak wielkie kontrakty, które mogą zapewnić byt przedsiębiorstwu na wiele lat. Na konserwatorów czekają międzynarodowe programy ochrony zabytków m.in. w Kambodży, Wietnamie, krajach Bliskiego Wschodu, Ameryki Łacińskiej. PKZ stara się o włączenie do programu „Betlejem 2000”, finansowanego przez państwa zachodnie. Firmy konserwatorskie widzą też szansę rozwoju na rodzimym rynku.

— Liczymy na wzrost zamożności państwa i osób prywatnych. Do nas należy też kreowanie rynku. Opracowaliśmy program rozwoju do 2003 roku. Chcemy eksportować także myśl konserwatorską i nadzór. A jeśli nie będzie zamówień konserwatorskich, to możemy działać też na innym polu, np. budowlanym — mówi Krzysztof Janiszowski.

TAK DALEJ BYĆ NIE MOŻE: Za renowację coraz częściej zabierają się firmy niefachowe. Musimy wprowadzić koncesję na usługi konserwatorskie, by chronić nasze zabytki przed dewastacją — twierdzi Krzysztof Janiszowski, dyrektor naczelny PP PKZ.

PRAGA ZARZUCA SIEĆ: Musimy korzystać z nowych możliwości. Chociaż mamy starych, wypróbowanych klientów, próbujemy także pozyskać rynek przez Internet — podkreśla Stan Stanowski, właściciel galerii Stara Praga.

BRAK PROFESJONALIZMU: Przetargi wygrywają firmy proponujące lepszą cenę, a nie lepsze usługi. Doprowadza to czasami do nieodwracalnych zniszczeń — mówi Przemysław Woźniakowski, dyrektor PKZ Zamek. zdjęcia Grzegorz Zięba