Absolutnie dominują rozgrywki wewnątrzkrajowe, najważniejszy staje się czysty arytmetyczny wynik – kto obsadzi w PE ile mandatów – natomiast kwalifikacje legislacyjne, a także lingwistyczne, nośników owych mandatów mają znaczenie trzeciorzędne. Dlatego nie może dziwić np. rzucenie na rynek wyborczy tzw. taśm Tomasza Mraza, które po dekadzie mają odegrać rolę pamiętnych taśm Marka Falenty z 2014 r. - z tą różnicą, że pognębią drugą stronę. Innym przykładem konfrontacji krajowej jest premierowska czerezwyczajna komisja ds. tropienia ruskich wpływów, której cel polityczny różni się o 180 stopni od wcześniejszej czerezwyczajki, utworzonej w 2023 r. przez PiS ustawą.
Ciekawym wątkiem staje się wyborcze rozmijanie się opinii rządzącego tzw. konsorcjum 15 października. Od pół roku nieprzypadkowo używam właśnie biznesowego terminu konsorcjum, a nie koalicja, gdyż relacja jest bardzo czytelna i interesowna. Konsorcjum wygrało jesienią narodowy przetarg pod hasłem odstawienia od rządzenia Prawa i Sprawiedliwości, ale każdy realizujący zwycięski wspólny projekt oczywiście chce zarobić. Liderem jest Koalicja Obywatelska, ale Trzecia Droga – występująca w dwóch osobach, jako Polskie Stronnictwo Ludowe i Polska 2050 – oraz Lewica upominają się o własne polityczne zyski. Trzecia Droga obecnie startuje do PE jako jeden koalicyjny komitet, który zdobędzie ileś tam mandatów, ale bardzo ważne – w jakiej proporcji. Później w Brukseli/Strasburgu delegaci PSL razem z delegatami KO zasilą międzynarodówkę Europejska Partia Ludowa, natomiast grupka Polski 2050 – liberalną Odnowę Europy. Niby podobnie, ale jednak gdzie indziej.
Właśnie w kontekście pozycjonowania się na samodzielność trzeba postrzegać uaktywnienie się Szymona Hołowni. W odstępie dwóch tygodni, 2 i 16 maja, marszałek Sejmu wygłosił aż dwa telewizyjne orędzia. Pierwsze, w Dniu Flagi, w porządku - uprzedził występ prezydenta 3 maja. Natomiast zaskakujące z 16 maja, dzień po zamachu na słowackiego premiera Roberta Fico, gdy marszałek pozycjonował się na duchowego przewodnika jednoczącego Polaków, było rażącym nadużyciem jego uprawnień do korzystania z instytucji orędzia. Szymon Hołownia umacnia swoje marzenie, czy może tylko mrzonkę, o prezydenturze RP za rok. Do pakietu wizerunkowego odróżniania się od lidera rządzącego konsorcjum należą także różne deklaracje lidera Polski 2050. Nie ma mowy o poparciu kredytu 0 proc., który był jedną z ważnych obietnic wyborczych Donalda Tuska. Ta niezgoda wynika z bardzo negatywnej oceny skutków uruchomionego przez PiS tzw. bezpiecznego kredytu 2 proc., który wzbogacił deweloperów w metropoliach i doprowadził do wzrostu cen w całej Polsce. Marszałek Sejmu bardzo zasadnie sprzeciwił się również planom zwijania Poczty Polskiej nie tylko poprzez masowe zwolnienia, lecz likwidację małych placówek.
Tak naprawdę najbardziej oryginalną tezą szefa Polski 2050 jest idea policentryczności. Metropolii mamy – zależy od kryteriów – najwyżej 7-10, natomiast ośrodków regionalnych różnej wielkości kilka setek. Właśnie policentryczność ma być gwarancją bezpieczeństwa państwa oraz odporności na klęski i kryzysy. Notabene oznacza to całkowitą niezgodę na rozwój polaryzacyjno-dyfuzyjny, zakładający cywilizacyjne i infrastrukturalne promieniowanie metropolii na ich otoczenie. W epoce 2007-15 właśnie taki był dogmat rządów pod przewodem PO/KO, który w okresie 2015-23 został zdecydowanie odrzucony przez PiS. Obecnie trudno uniknąć wrażenia, że policentryczne odkrycie dość zaskakująco dokonane przez lidera Polski 2050 ma dla niego znaczenie wręcz kopernikańskie.
