Konsument trochę rozczarował na początku roku

Ignacy MorawskiIgnacy Morawski
opublikowano: 2024-02-22 20:00

Początek 2024 r. przynosi nieco rozczarowujące dane dotyczące zachowania konsumentów. Sprzedaż detaliczna niby rośnie, i to nawet szybciej od prognoz rynkowych, ale głębiej w danych widać, że skłonność do poważniejszych zakupów jest niska — wbrew deklaracjom składanym przez konsumentów w badaniach nastrojów. Kolejne miesiące będą pewnie coraz lepsze, ale na znaczeniu zyskuje teza o dużych oszczędnościach gospodarstw domowych.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda wyśmienicie. W styczniu sprzedaż detaliczna wzrosła o 3 proc. r/r w cenach stałych, najmocniej od 14 miesięcy. Dane były lepsze od prognoz, które wskazywały średnio na wzrost rzędu 1,6 proc. Patrząc na wykres, widać wyraźny trend ożywienia.

W danych widać jednak także dużą wstrzemięźliwość wydatkową. Przede wszystkim sprzedaż rośnie dużo wolniej niż fundusz płac. W styczniu wynagrodzenia zaskoczyły na plus, a inflacja na minus wobec prognoz rynkowych, więc realnie suma wypłaconych wynagrodzeń była wyraźnie wyższa od oczekiwań — wzrosła aż o 8,4 proc. r/r (realnie). Pozytywna niespodzianka na sprzedaży nie jest w takich warunkach niczym szczególnym, a pamiętajmy, że styczeń to był też miesiąc wyższych transferów fiskalnych z tytułu programu 800+. Wielkość zakupów rośnie więc wyraźnie wolniej niż strumień dochodów.

Oczywiście do pewnego stopnia jest to normalne, że zakupy nie rosną tak szybko jak dochody. Na tym polega wygładzanie konsumpcji, standardowe zachowanie ludzi — nikt nie zwiększa wydatków w takim tempie jak rosną mu dochody. Obecna rozbieżność jest jednak bardzo wysoka na tle historycznym.

Ta rozbieżność między dochodami a sprzedażą sugeruje, że może się zwiększać stopa oszczędzania gospodarstw domowych. Jest to część dochodu, która nie jest przeznaczana na konsumpcję. Średnio w ostatniej dekadzie wynosiła ona około 5 proc., a w zeszłym roku tylko około 1,5 proc. (nie mamy jeszcze danych za ostatni kwartał). Możliwe, że gospodarstwa domowe chcą teraz odbudować bufory finansowe nadszarpnięte przez wysoką inflację, a wspiera je w tym wysoka realna stopa procentowa. Różnica między nominalną stopą referencyjną NBP a inflacją wynosi niemal 2 pkt proc. i jest najwyższa od ponad siedmiu lat. Gospodarstwa domowe mogą oczekiwać niskiej inflacji i korzystać z dodatnich stóp do zwiększenia oszczędności.

Na wstrzemięźliwość wydatkową wskazuje też fakt, że ciągle spada sprzedaż dóbr trwałych — mebli i sprzętu RTV/AGD. W styczniu dynamika sprzedaży w tej kategorii wyniosła -16,8 proc., czyli tyle, ile w feralnym i pamiętnym kwietniu 2020 r. Dzieje się tak, mimo że w badaniach koniunktury prowadzonych co miesiąc przez GUS konsumenci wskazują na wyraźnie rosnącą gotowość do poważnych wydatków. Pogłębienie recesji w dziedzinie dóbr trwałych stanowi więc na tym tle dużą negatywną niespodziankę. Prawdę mówiąc, dane są tak złe, że można się zastanawiać, czy nie jest to artefakt statystyczny, wynikający z jakiś zmian w klasyfikacji raportujących firm. Niektóre dane o sprzedaży zachowywały się bowiem w styczniu dość dziwnie. Sprzedaż w kategorii „pozostałe” np. zwiększyła się aż o 16,8 proc. r/r, mimo że jeszcze w grudniu spadała. Takich wahnięć z miesiąca na miesiąc nigdy nie obserwowaliśmy.

Są oczywiście też inne wyjaśnienia relatywnie dużej rozbieżności między dochodami a wydatkami. Możliwe np., że rośnie udział konsumpcji usług. A może jakiś wpływ na dane miało wyjątkowe przesunięcie terminu ferii w największym województwie, czyli mazowieckim, które odpowiada za ponad 20 proc. PKB Polski.

Generalnie obraz popytu konsumpcyjnego jest dobry. Gospodarka znajduje się na trajektorii wznoszącej, ale wychodzenie z dołka odbywa się stopniowo. Może to nawet dobrze, biorąc pod uwagę ryzyko inflacyjne, które wywołałoby raptowne przyspieszenie popytu.