Bezobsługowe sklepy, pojazdy i drukarki zdobyłyby rynek szybciej, gdyby Kowalscy mieli lepsze pojęcie o nowinkach IT
Czy na dojrzałym rynku zarządzania dokumentami możliwe są jeszcze prawdziwe innowacje? Firmy Arcus, Kyocera i Zeccer udowadniają, że tak. Owocem ich współpracy jest sieć punktów samoobsługowego druku w kilkunastu miastach. Z usługi można korzystać w centrach biznesowych, placówkach akademickich, bibliotekach, kawiarniach, a także w galeriach handlowych, urzędach i na lotniskach. Użytkownicy mają dostęp do wielofunkcyjnych urządzeń potocznie zwanych kombajnami, dzięki którym — jak zapewniają dostawcy — drukowanie, skanowanie i kopiowanie jest intuicyjne, szybkie i bezpieczne.

— Kowalscy często narzekają, że po drodze do sklepu czy z pracy nie mają punktu ksero, a nie opłaca się im kupować drukarek i materiałów eksploatacyjnych. W tej sytuacji wydrukowanie nawet kilku stron zamienia się w wielkie wyzwanie logistyczne. Stąd nasz pomysł, żeby odpowiedniej klasy sprzęt czekał na konsumentów tam, gdzie najczęściej przebywają i załatwiają różne codzienne sprawy — tłumaczy Michał Czeredys, prezes Arcusa.
Co z tego ma jego spółka? Aby konkurować na coraz bardziej zatłoczonym rynku, przedsiębiorstwa muszą eksperymentować z nowymi modelami biznesowymi. Jeśli Arcus przez lata był obecny głównie w segmencie B2B (ang. business-to-business), to teraz rozszerza działalność o B2C (ang. business-to-consumer) — tym samym buduje świadomość marki.
Zrównoważona moda
Jak działa system Arcus Kyocera MDS?
— Za pośrednictwem poczty elektronicznej, darmowej aplikacji mobilnej lub strony zeccer.pl klient wysyła dokument na adres maszyny. Ta zaś zapewnia wysokiej jakości wydruki o unikatowym nasyceniu kolorów, chyba że konsument wybrał tryb czarno-biały. Należność za usługę można regulować kartą płatniczą lub kredytową, płatnościami online, SMS-em bądź Blikiem — tłumaczy Michał Czeredys.
Czy nasze prywatne dane nie trafią w niepowołane ręce? Bez obaw. Transfer dokumentów z komputera lub telefonu do urządzenia marki Kyocera jest szyfrowany, a oprogramowanie usuwa pliki zaraz po wydrukowaniu. Zdaniem szefa Arcusa, rozwiązanie łączy ogień i wodę — potrzebę ekskluzywnościz rozsądną konsumpcją i zrównoważonym rozwojem. Kiedyś ambicją wielu gospodarstw domowych było posiadanie drukarki, a odwiedzanie punktów ksero mogło świadczyć o tym, że nie stać nas na taki zakup — wskazuje. Dziś w dobrym tonie jest używać zamiast kupować, a obrastanie w rzeczy odbierane jest jako konsumpcja na pokaz.
— Moda na wspólne użytkowanie, wymianę, dzierżawę i abonamenty potwierdza, że jesteśmy coraz bardziej racjonalni, praktyczni i ekologiczni. Takie podejście ochrzczono mianem ekonomii współdzielenia. Praktykujemy je, gdy korzystamy z miejskiej wypożyczalni rowerów, zwiedzamy świat z pomocą platform Airbnb i BlaBlaCar oraz słuchamy muzyki i oglądamy filmy online. Skoro Polacy pokochali streaming i serwisy sharingowe, dlaczego nie mieliby się przekonać też do druku na życzenie? — pyta Michał Czeredys.
Usługa Arcusa, Kyocery i Zeccera wskazuje tendencję, która będzie się w najbliższych latach pogłębiać — stopniowego zastępowania relacji międzyludzkich kontaktami z maszynami. Automatyzacja i wirtualizacja, kojarzone z czwartą rewolucją przemysłową, najpierw rozgoszczą się w miejscach pracy, później zdominują również usługi, handel i transport, o czym przekonany jest dr Artur Modliński z Katedry Zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego. Za zapowiedź nowego uważa pojazdy bez kierowców i sklepy bez sprzedawców i kasjerów.
— Nie wiadomo, kiedy w Polsce pojawią się autonomiczne samochody i bezobsługowe sklepy. Nie ulega jednak wątpliwości, że wpłyną one znacząco nie tylko na nasze indywidualne zachowania, lecz także na rynek pracy, bezpieczeństwo i relacje z otoczeniem. Już dziś widzimy wiele przykładów przenoszenia odpowiedzialności z ludzi na maszyny i zacierania się granic między światem fizycznym i cyfrowym. To, co wydawało się science fiction, powoli zamienia się w rzeczywistość — zaznacza Artur Modliński.
Wojna starego z nowym
Barierą rozwoju technologii spod znaku przemysłu 4.0 są przyzwyczajenia i nawyki konsumentów, a także ich małe kompetencje cyfrowe. Co drugi konsument w Europie przyznaje, że nie rozumie, jak działają i co dla niego oznaczają technologie. Tylko niespełna 46 proc. respondentów twierdzi, że digitalne nowinki są częścią ich pracy i codziennego życia, a prawie jedna czwarta mówi wprost: nie mamy z nimi styczności — wynika z badania VMware. Jak w tej sytuacji mówić o konsumpcji 2.0? Albo spodziewać się, że społeczeństwo bez szemrania zaakceptuje bardziej zaawansowane rozwiązania: algorytmy do podejmowania decyzji oraz inteligentne domy i kryptowaluty?
— Nawoływania do bycia innowacyjnym nie pomogą, gdy brakuje wiedzy i umiejętności związanych z IT. Młodzież podnosi poziom, niemniej w Polsce edukacja cyfrowa kuleje i wcale nie powinniśmy pocieszać się tym, że w niektórych państwach unijnych nie jest pod tym względem lepiej — podkreśla Stanisław Bochnak, strateg ds. biznesowych w VMware Polska.
Konsumenckiej innowacyjności nie sprzyja także wyolbrzymianie zagrożeń, które niesie z sobą postęp cywilizacyjny. Zdaniem przedstawiciela VMware, ostrożność jest dobra, ale pod warunkiem, że nie przybiera monstrualnych rozmiarów. Największe obawy dotyczą naszej kariery zawodowej (czy automaty nie zabiorą nam pracy) i prywatności.
— Ponad 65 proc. klientów europejskich banków niepokoi to, że mają one dostęp do informacji o ich stylu życia, zwyczajach urlopowych, nawykach zakupowych i żywieniowych. Wskaźnika tego nie poprawia nawet wiedza, że personalizacja usług finansowych może podnieść jakość obsługi — zwraca uwagę Stanisław Bochnak.
Według ankietowanych, winne są władze i biznes. To na nich spoczywa obowiązek popularyzacji nowości technologicznych.
— Firmy i rządy powinny współpracować w dziedzinie edukacji społeczeństwa. Dzięki temu przyszłe pokolenia konsumentów, ale także pracowników, będą już na starcie mieć wiedzę, która podniesie technologiczną reputację danego kraju — komentuje Joe Baguley, wiceprezes i dyrektor generalny ds. technologii w VMware EMEA (region Europy, Bliskiego Wschodu i Afryki).
Chodzi o to, by się przygotować na postęp na długo, zanim ten nastąpi. Kanadyjski hokeista Wayne Gretzky powiedział kiedyś, że dobrego gracza poznaje się po tym, że jedzie zawsze tam, gdzie znajduje się krążek. Natomiast wybitny zawodnik kieruje się tam, gdzie krążek będzie za chwilę. Uprzedźmy zmianę. Nie pozwólmy, by przyszłość zostawiła nas daleko w tyle.
Podpis: Mirosław Konkel