Okazało się, że diagnoza była błędna. Inflacji nie ma (jest znikoma), a diabelska alternatywa owszem czeka świat, ale może wyglądać zupełnie inaczej. Można bowiem zadać sobie pytanie: co zrobią banki centralne, kiedy okaże się, że ujemne stopy depozytowe i drukowanie pieniędzy nie pomaga rynkom finansowym, a co za tym idzie i gospodarkom? Kanarkiem w kopalni może być zachowanie japońskiego indeksu Nikkei. Bank Japonii wprowadził ujemną stopę procentową i drukuje jeny, a indeks stracił 25. procent.
Co może się stać, kiedy inwestorzy przestana wierzyć w to, że pomoc banków centralnych (które napompowały sześcioletnią hossę) przestanie pomagać giełdom i gospodarkom to możemy sobie wyobrazić, chociaż obawiam się, że skutki będą (bo najpewniej kiedyś tak się stanie) trudne do wyobrażenia. Jeśli świat (wszyscy, nie tylko rządy) zadłużony jest na 220 bilionów dolarów (naszych bilionów) to tylko konferencja oddłużeniowa uratowałaby nas przed naprawdę Wielką Depresją.
Problem jednak w tym, że taki scenariusz może być bardzo odległy
Jeśli spojrzy się na wykresy na przykład w USA w skali wieloletniej to widać, że trwa po prostu korekta sześcioletniej hossy, a 38,2% zniesienia Fibonacciego jest w okolicach 1.600 pkt., czyli około 10% niżej niż zakończenie sesji 9.02, przed wystąpieniem Janet Yellen, szefowej Fed. Czyli trwa normalna korekta i nic wielkiego się nie dzieje.
Jeśli zaś spojrzy się wokoło to widać, że sytuacja zaczyna się zagęszczać i może prowadzić do czegoś poważniejszego niż zdrowa korekta. Chińska gospodarka zwalnia, a chińskie rezerwy szybko topnieją. Taniejąca ropa pod ścianą stawia kraje żyjące z surowców, co szkodzi bankom, które tym krajom pożyczały pieniądze. Mogą też bankrutować firmy wydobywający ropę łupkową, co też uderzyłoby rykoszetem w banki. Mówi się coraz więcej o kłopotach banków europejskich (szczególnie włoskich), które maja duże ilości „złych” kredytów.
W tej sytuacji oczywiście znowu (tak od przynajmniej 7 lat) wynurza się Deutsche Bank (DB) i jego problemy. O nich mówi się od właśnie siedmiu lat, ale w okresach niepokoju te obawy wzrastają. Abstrahując od spadku cen akcji (potężnego) DB niepokoić muszą również zapewnienia mówiące o tym, że bank jest w stanie obsłużyć obligacje (jaki bank MUSI o tym zapewniać?). Jeszcze bardziej niepokoi, a nie uspokaja to, że wypowiada się w tej kwestii sam Wolfgang Schaeuble, minister finansów Niemiec.
Do tego możemy dodać geopolitykę i imigrantów/uchodźców oraz wybory w USA, które mogą przynieść nieoczekiwane rezultaty i podłoże dla dużej korekty jest przygotowane. Co może nam powiedzieć, że nie jest to normalna korekta, a coś na miarę pokolenia? Gdyby Fed i/lub ECB znowu poluzowały politykę monetarną, a w wyniku tego uspokojenie na rynkach byłoby jedynie chwilowe to Nikkei okazałby się być rzeczywiście kanarkiem rynków finansowych.
Osobnym tematem jest sprawa Brexit-u
Nie będę wchodził w to, czy te żądania Wielkiej Brytanii są sensowne czy nie. Zapytam inaczej – czy należy ulegać szantażyście? Bo według mnie należy tylko w wyjątkowych sytuacjach. Na przykład można rozważać negocjacje z szantażystą wtedy, kiedy zagrożone jest życie ludzkie. A i tak przecież większość krajów nie negocjuje z terrorystami z ISIS czy Al Kaidy, kiedy obywatele tych krajów trafią w ręce tych morderców.
Czy w przypadku wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej mamy do czynienia z taką krańcową sytuacją? Co nam wszystkim grozi, gdyby Unia pozbyła się Wielkiej Brytanii? Sformułowanie „pozbyła się” wskazuje nieomylnie na to, jakie zdanie ja mam na ten temat.
Owszem, Unia straciłaby około 4 miliardy euro składki brytyjskiej (netto, po odjęciu wypłat), ale uwolniłaby się od kraju, który najczęściej i bardzo powszechnie nie uznaje się za europejski. Znana jest przecież splendid isolation Brytyjczyków i to, że uważają swój kraj za lepszy od kontynentalnej Europy. Przecież Wielka Brytania nie ma i mieć nie będzie euro. Nie jest i nie chce być w obszarze regulowanym przez traktat z Schengen. Nawet Norwegia, która nie jest w UE jest przecież w Schengen…
Co zyskiwalibyśmy?
Pamiętać też trzeba, ze Szkocja jest bardzo mocno pro-unijna. Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej z całą pewnością doprowadziłoby do kolejnego referendum w Szkocji i wyjścia tego kraju z Wielkiej Brytanii (oraz przyłączenia się do Unii Europejskiej), czego rządy brytyjskie bardzo się boją. Niewykluczone nawet, że Brytania włożyłaby wór pokutny i wróciła do UE.
Dlaczego włodarze Unii Europejskiej boją się więc opuszczenia przez Wielką Brytanię Unii Europejskiej? Boją się, że ten kraj da przykład innym. Że inne kraje też będą chciały wyjść z UE. Czy po secesji Szkocji i spodziewanych problemach angielskiego Citi po wyjściu Wielkiej Brytanii będzie wielu chętnych do opuszczenia UE? Bardzo w to wątpię. Za to mocno podejrzewam, że uleganie brytyjskiemu szantażowi doprowadzi do tego, że kolejne kraje też zgłoszą swoje żądania grożąc opuszczeniem UE. Nie tędy droga.
