Koronawirus zadomowił się na salonach władzy

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2020-10-05 22:00

Rozwleczona telenowela o rekonstrukcji rządu, zdominowana nieprzewidzianym w scenariuszu praniem brudów PiS oraz przystawek — Solidarnej Polski i Porozumienia, miała w poniedziałek wyświetlić napisy końcowe.

Uroczystość powołania i zaprzysiężenia nowych ministrów pod prezydenckim żyrandolem została jednak przełożona z powodu zagrożenia atakiem SARS-CoV-2. Jeden z powoływanych, Przemysław Czarnek, oznajmił, że jest zakażony. W ostatnim czasie był nadzwyczaj aktywny, m.in. w minioną środę uczestniczył w prezentacji zrekonstruowanego gabinetu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów (KPRM). Wobec kamer wszyscy oczywiście mieli maski, ale chwilę później w części nieoficjalnej je zdjęli…

Spośród czterech zamaskowanych wicepremierów jeden (Jacek Sasin) kolejny raz trafił na kwarantannę.
Krystian Maj - KPRM

Sygnały ze świata potwierdzają, że dla koronawirusa nie istnieje majestat władzy. Szlak już dawno przetarł premier Boris Johnson, obecnie zaś z zakażeniem zmaga się prezydent Donald Trump. Okoliczności trafienia najlepiej chronionego obywatela świata zostały ustalone — doszło do niego podczas zorganizowanej z demonstracyjnym rozmachem i lekceważeniem przepisów prezentacji kandydatki do Sądu Najwyższego USA. To dowód, że natura sprawiedliwie karze za pychę. Niewidzialny wróg jest w stanie zdradziecko zaatakować każdy polityczny świecznik, co potwierdzają m.in. kwarantanny wierchuszki unijnej — Charlesa Michela i Ursuli von der Leyen. Wygląda na to, że spokój gwarantuje tylko zamknięcie się w wirtualnej klatce, co zrobił np. Władimir Putin, który od pół roku wychylił się z niej fizycznie zaledwie kilka razy w wyjątkowych okolicznościach. W tym kontekście strach, który padł na naszych władców, ma racjonalne podstawy. Powołanie nowych ministrów przez prezydenta odbędzie się we wtorek wyjątkowo nie w sali, lecz w ogrodzie, z zachowaniem znacznie zwiększonych odległości.

Wydłużanie się okresu między ogłoszeniem składu rządu a jego powołaniem ma fatalne skutki. Likwidowane ministerstwa funkcjonują obecnie jałowo, zestresowany aparat myśli tylko o własnym losie. Nie poprawia tego okoliczność, że kilka ciemnych niewiadomych już się rozjaśniło. Po likwidacji Ministerstwa Cyfryzacji ustawowy dział „informatyzacja” trafi do coraz bardziej puchnącej KPRM. Skutkiem zniesienia dwóch innych resortów będzie natomiast… rozbudowanie decyzyjnych struktur. Dział „kultura fizyczna” otrzyma politycznego nadzorcę w randze wiceministra w Ministerstwie Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu, natomiast faktycznie będzie nim kierowało Rządowe Centrum Sportu, co wymaga zmiany tabliczki na gmachu zniesionego ministerstwa. Podobnie Ministerstwu Infrastruktury zostanie podporządkowany Główny Urząd Morski, przejmujący większość zadań (poza wodami śródlądowymi) i siedzibę po zniesionym morskim ministerstwie. Te dwa przykłady potwierdzają — podobnie jak przyznanie każdej przystawce PiS po jednym fikcyjnym fotelu ministra bez teki, ale z biurem — że uzasadnianie rekonstrukcji rządu oszczędnościami oraz uproszczeniem centralnej administracji to propagandowa lipa.