Krakowianie są bardziej lojalni niż dynamiczni
Lokalne rynki pracy
ŚLĄSK KUSI: W pewnym sensie rynek katowicki jest konkurentem dla krakowskiego i pociąga część managementu. Oba ośrodki dzieli tylko czterdzieści minut jazdy samochodem — tłumaczy Agnieszka Flis, partner Banku Kadr Test. fot. ARC
Przedstawiciele firm działających na terenie Krakowa twierdzą, iż tamtejszy rynek pracy różni się od warszawskiego czy katowickiego. Krakowianie są bardziej konserwatywni, rzadziej zmieniają miejsca pracy, a ich pęd ku karierze — rozumianej jako pokonywanie kolejnych szczebli w hierarchii przedsiębiorstwa — jest znacznie słabszy.
— W Krakowie żyje się znacznie spokojniej niż w Warszawie, Poznaniu czy Katowicach. Tutejszy rynek pracy jest mniej dynamiczny niż w tamtych ośrodkach, a pracownicy mniej drapieżni. Ludzie, którzy zajmują stanowiska menedżerskie w krakowskich firmach, nie rozglądają się stale za nowymi ofertami. Jeśli ktoś przechodzi z jednej firmy do drugiej, to znaczy, że rzeczywiście otrzymał o wiele lepsze warunki — tłumaczy Agnieszka Flis, partner agencji doradztwa personalnego Bank Kadr Test.
Nie tylko z tego punktu widzenia życie firm doradztwa personalnego jest nieco trudniejsze niż w innych ośrodkach. Zdaniem Agnieszki Flis, w Krakowie w dużym stopniu rekrutacja nowych pracowników odbywa się przez kontakty towarzyskie, środowiskowe czy rodzinne. Jak tłumaczy nasza rozmówczyni, w grodzie Kraka funkcjonuje nieformalny obieg informacji o wolnych stanowiskach i kandydatach, którzy mogliby je objąć.
— W Krakowie zarabia się mniej niż w Warszawie. Można zaryzykować twierdzenie, że tu zostają ludzie, którym zależy na atmosferze tego miasta. W pewnym sensie jego potwierdzenie można znaleźć, obserwując wysokości zarobków. Dyrektor handlowy z terenu Małopolski dostanie od czterech do dziesięciu tysięcy złotych. Natomiast kandydaci z Warszawy zaczynają rozmowę powyżej dziesięciu tysięcy złotych — mówi Agnieszka Flis.
Pokonywanie stagnacji
Jak tłumaczy Sebastian Maliński, analityk w departamencie zarządzania zasobami ludzkimi w Zakładach Przemysłu Tytoniowego w Krakowie (ZPTK), z punktu widzenia pracodawcy lokalny rynek ma swoje złe i dobre strony.
— Rynek krakowski oferuje ogromne zaplecze w postaci absolwentów wyższych uczelni. Jednak, wbrew pozorom, w tej grupie nie jest łatwo znaleźć odpowiednich kandydatów — wyjaśnia Sebastian Maliński.
Zdaniem naszego rozmówcy, na krakowskim rynku pracy panuje swego rodzaju stagnacja. Potwierdza opinię, że wśród mieszkańców regionu nie ma pędu do robienia kariery. Tymczasem reprezentowana przez niego firma przy rekrutacji poszukuje osób, które mają predyspozycje do tego, by działać w warunkach szybko zachodzących zmian. Niełatwo znaleźć takie osoby, być może z tego powodu, że w Krakowie i okolicach nie pojawiło się zbyt wielu inwestorów, którzy odcisnęliby swoje piętno na rynku pracy i go zdynamizowali. Z drugiej strony, owa stagnacja może cieszyć firmy, które już są obecne na rynku. Nie grozi im bowiem duża rotacja personelu, a — jak zgodnie potwierdzają Agnieszka Flis i Sebastian Maliński — krakowianie są bardzo lojalnymi pracownikami. Mimo to przedstawiciele ZPTK deklarują, że nie zamierzają spocząć na laurach.
— Musimy wyjść z ofertą edukacyjną do studentów trzeciego, czwartego roku, by nie tylko zapoznać ich z naszą kulturą organizacyjną, ale i pokazać im, co należy zrobić, by stać się wartościowym kandydatem dla potencjalnego pracodawcy — zauważa Sebastian Maliński.
Na horyzoncie zmiany
Być może już niedługo na krakowskim rynku pracy będzie więcej zamieszania. Motorola zapowiedziała, że będzie budować swoją fabrykę. W jej ślady ruszają firmy developerskie.
— Motorola prawdopodobnie przebije finansowo rynek, a niektóre firmy utracą dotychczasowych pracowników. W każdym razie na rynku doradztwa personalnego zacznie się jeszcze więcej dziać — dodaje Agnieszka Flis
— Wejście Motoroli nie spowoduje jakichś „ruchów tektonicznych” na rynku pracy. Przewiduję, że raczej stanie ona obok nas do wyścigu o względy żaków. Ale to i tak nie będzie tak ostra walka, jak o warszawskich studentów — przewiduje Sebastian Maliński.
POKUSA: Żeby mieszkaniec Krakowa zmienił pracę, podobno należy zaoferować mu naprawdę dużo lepsze warunki. fot. Borys Skrzyński